We wczorajszym, przeprowadzonym przez TNS Polska, partia Donalda Tuska uzyskała 23 proc. i PiS wyprzedza już rządzącą partię aż o 7 pkt proc.

A najgorsze jeszcze przed premierem. Komitet zbierający podpisy pod referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz według wszelkich znaków na niebie i ziemi zebrał już wymaganą liczbę ponad 130 tys. podpisów koniecznych do przeprowadzenia w stolicy głosowania. Nie trzeba nikogo przekonywać o tym, że prezydentura stolicy może być trampoliną do ogólnokrajowego sukcesu – tak było w przypadku Lecha Kaczyńskiego. Ale też spektakularna klęska może zakończyć najlepiej zapowiadającą się karierę

– o czym przekonał się Kazimierz Marcinkiewicz. PO poniosła ostatnio w kilku lokalnych głosowaniach (Elbląg, Rybnik, Żagań, Podkarpacie) bolesne porażki. Nawet ważni politycy tej partii przyznają, że sytuacja w Warszawie też wymyka się partii spod kontroli. Do problemów, takich jak zamknięcie tunelu wzdłuż Wisły i śmieciowe zamieszanie, dokłada się fatalny sposób komunikowania się z mieszkańcami. Platforma już teraz, przed referendum, stoi na przegranej pozycji. Doświadczenie pokazuje, że do urn w takich przypadkach chętniej chodzą niezadowoleni. PO może stracić stolicę, a koszty polityczne tego wydarzenia byłyby gigantyczne. Partia premiera musi więc zniechęcać swoich zwolenników do głosowania, aby poprzez zbyt niską frekwencję spowodować, że referendum będzie nieważne. Jednak, jeśli wyborcy Platformy nie pójdą do urn, to może uratują Gronkiewicz-Waltz, lecz wynik głosowania będzie dla pani prezydent miażdżący. Wtedy nie pomoże ani przyspieszenie wewnątrzpartyjnych wyborów, ani wymiana kilku ministrów. Z takich popiołów podnieść mógłby się tylko mitologiczny Feniks. Kłopot w tym, że nawet w PO przestali wierzyć, iż Tusk jest Feniksem.