Tekstów profesorki-etyczki-feministki-byłej ministry nie czytam. Ba, nie znam nikogo kto by je czytał i traktował poważnie, choć może i tacy są wykluczyć tego nie mogę.

Dlatego jej poglądy zebrane w jednej rozmowie zrobiły na mnie kolosalne wrażenie. Chyba nawet większe niż obejrzenie w całości odcinka „Pamiętników z wakacji" (szczególnie polecam ten o gościu, któremu przykleił się sedes do pośladków i tak paradował po ekranie przez niemal godzinę) czy wysłuchanie całej płyty zespołu Weekend (od hitu „Ona tańczy dla mnie"), co zaaplikowałem sobie w ramach eksperymentu socjologicznego.

Kiedy poglądy Magdaleny Środy zbierze się w kupę okaże się, że roją się od nielogiczności, co w tym przypadku jest eufemistycznym określeniem bredni. A bredniami w sumie nie byłoby sensu się zajmować, gdyby nie fakt, że publikuje je poważna ponoć „Gazeta Wyborcza" i gdyby nie profesorski tytuł pani Środy, filozofki z wykształcenia. Na tych akurat studiach ludzie uczą się logiki przez kilka lat, ale etyczka wtedy chyba nie uważała. Albo, co równie prawdopodobne, zaszkodziła jej obsesja antykatolicka.

Czytamy otóż w wywiadzie ze Środą, że to Kościół jest winien temu, że tzw. „matka Madzi" jest prawdopodobnie dzieciobójczynią, choć każdy kto słyszał cokolwiek o chrześcijaństwie wie również, że popełniła najcięższy możliwy grzech. Czytamy również, że to Kościół i „brak edukacji seksualnej" jest winien aktom przemocy wobec cudzoziemców. Choć jako żywo każdy kto logicznie myśli wie, że wynika to z rasizmu, który jest przez chrześcijan potępiany. Poza tym, twierdzi pani profesor, katolik (w tym przypadku Marek Biernacki) nie może być ministrem, bo narzuca innym swoje poglądy, a ateiści (np. Magdalena Środa) z kolei żadnych poglądów nie mają i nie próbują nikomu nic narzucać, włącznie z katolikami, którym zabraniają sprawowania funkcji rządowych.

Że taką logikę obalić może uczeń szkoły podstawowej to oczywiste. Ważne jest co innego. Przypadek Magdaleny Środy dowodzi, że również profesorowi obsesja może odebrać rozum.