W tej sytuacji trzeba mobilizować siły, by zgromadzone tam pieniądze trafiły do nas, a nie do polityków. Co ciekawe nie musi to być bardzo trudne bo, jak wynika z opublikowanego w poniedziałek sondażu TNS OBOP, aż 48 proc. Polaków traktuje oszczędności zebrane na koncie w funduszach jak swoją prywatną własność.

Stawka tej gry jest wysoka. I nie chodzi tu wyłącznie o to, że jeśli rządowi uda się przejąć nasze pieniądze zgromadzone w OFE będzie mógł dalej administrować ciepłą wodą w kranie.

Chodzi o coś więcej. Tak naprawdę o podważenie zaufania do całego systemu emerytalnego. Jeśli rząd przekonuje nas, że to co traktujemy jako prywatną własność jest złe, a lepszy jest ZUS którego nikt tak nie traktuje - to nie wiadomo jak chce budować zaufanie do publicznego oszczędzania na starość. Czy lepsza jest umowa cywilno-prawna z zarządzającymi OFE czy obietnica obecnych polityków, że za 40 lat inni politycy dotrzymają dziś danego słowa? Czy lepsze są akcje notowane na giełdzie i obligacje czy wiara, że przyszli podatnicy, których będzie niewielu zechcą sfinansować ze swoich podatków świadczenia bardzo licznej armii staruszków? Czy lepiej wierzyć w ustalany przez polityków wskaźnik waloryzacji wirtualnego kapitału w ZUS czy w realne stopy zwrotu osiągane przez fundusze?

W sytuacji całkowitego upolitycznienia emerytalnego ryzyka lepiej wziąć sprawy we własne ręce. Domagać się by rząd po pierwsze zwrócił nam zgromadzony przez nas kapitał w OFE, a po drugie by zmieniając system obniżył składkę emerytalną o tę część która do tej pory trafiała do funduszy. Byle te pieniądze nie trafiły w ręce polityków, którzy dzisiaj wypłacą wyborcze łapówki, a o przyszłość za 30 lat niech martwią się inni.