Wizerunkowy sukces związkowców. Komentuje Michał Szułdrzyński

Stara treść w nowej formie – to najważniejszy wniosek płynący z protestu trzech central związkowych w Warszawie.

Publikacja: 15.09.2013 20:41

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Demonstracje w niczym nie przypominały zadym z lat 90. – nalotów na stolicę tłumu agresywnych mężczyzn uzbrojonych w styliska do kilofów i kamienie. Przez ostatnie cztery dni mieliśmy do czynienia z nowoczesną, kulturalną manifestacją, podczas której związkowcy prezentowali swe racje. To dobra wiadomość.

Zła natomiast jest taka, że realizacja ich postulatów, zamiast uleczyć choroby, na które skarżą się związkowcy, tylko by je pogorszyła. Podniesienie płacy minimalnej doprowadziłoby do jeszcze większego wzrostu bezrobocia, nie mówiąc o efekcie ubocznym w postaci wypychania tysięcy pracowników na tzw. umowy śmieciowe – z którymi związki chcą walczyć.

Cofnięcie reformy emerytalnej z kolei byłoby ciosem w budżet państwa. Ale uczciwie przyznać też trzeba, że związkowcy mają wilcze prawo do krytyki i nie musi ich interesować, kto miałby płacić za realizację ich pomysłów.

Dlatego też ich sukces wydaje się połowiczny. Nic nie wskazuje bowiem na to, by rząd Donalda Tuska się ugiął i miał spełnić ich żądania. Na dodatek dzięki kiepskiej grze Jarosława Kaczyńskiego premier zręcznie wykorzystał związkowe protesty. Największa partia opozycyjna kompletnie się bowiem pogubiła. Najpierw Jarosław Kaczyński zakazał swoim posłom udziału w manifestacjach. Miał to być sprzeciw – jak tłumaczył – wobec dołączenia do akcji SLD, które odpowiada za rozkład państwa.

W rzeczywistości szef PiS wolał wycofać się z udziału w jednym z największych protestów po 1989 roku tylko po to, by pokazać, że to jego partia jest jedyną prawdziwą opozycją wobec PO. Szybko musiał jednak zmienić strategię, bo rezerwa PiS nie była zbyt zrozumiała. Kaczyński w ostatniej chwili ogłosił więc, że kto głosuje przeciw budżetowi w Sejmie, ten jest w układzie z Platformą. I zamiast na ważne głosowanie, poszedł ze związkowcami protestować przed Kancelarię Premiera. PiS nie osiągnął jednak nic ponad to, że Donald Tusk znów mógł żachnąć się na obelgi miotane przez Kaczyńskiego i sprytnie stworzyć opowieść o dobrych (choć niemających racji) związkowcach i złym PiS.

Jarosław Kaczyński poniósł więc klęskę, ale i związkowcy nie wygrali. Pokazali siłę, ale nie osiągnęli nic ponad to. Efekt jest więc wyłącznie wizerunkowy.

Demonstracje w niczym nie przypominały zadym z lat 90. – nalotów na stolicę tłumu agresywnych mężczyzn uzbrojonych w styliska do kilofów i kamienie. Przez ostatnie cztery dni mieliśmy do czynienia z nowoczesną, kulturalną manifestacją, podczas której związkowcy prezentowali swe racje. To dobra wiadomość.

Zła natomiast jest taka, że realizacja ich postulatów, zamiast uleczyć choroby, na które skarżą się związkowcy, tylko by je pogorszyła. Podniesienie płacy minimalnej doprowadziłoby do jeszcze większego wzrostu bezrobocia, nie mówiąc o efekcie ubocznym w postaci wypychania tysięcy pracowników na tzw. umowy śmieciowe – z którymi związki chcą walczyć.

Komentarze
Estera Flieger: Platforma Obywatelska przegra za chwilę kolejne wybory
Komentarze
Bogusław Chrabota: Szymon Hołownia do rządu
Komentarze
Jan Zielonka: Jak dać szansę demokracji?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Fałszerstwo wyborów czy polityczny teatr? Czy Donald Tusk kontroluje emocje elektoratu po przegranej Rafała Trzaskowskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: Słabo z obronnością Polaków