Z badań wynika np., że aż 86 proc. Polaków uważa małżeństwo za najbardziej akceptowalną formę życia. Ale jednocześnie zdecydowana większość narzeczonych (ponad 70 proc.) podejmuje decyzję o wspólnym zamieszkaniu przed ślubem. Po co? Tłumaczą, że na próbę.
Instytucja małżeństwa na próbę znana jest w świecie. Praktykuje ją np. lud Kung San – to Buszmeni zamieszkujący półpustynię Kalahari w Afryce. W starożytnym Rzymie też znano taką formę małżeństwa – wspólne zamieszkiwanie pary przez rok oznaczało, że się dotarła. Kilka lat temu rząd Meksyku bezskutecznie usiłował wprowadzić dwuletnie próbne małżeństwo. Ze statystyk wynika bowiem, że w ciągu dwóch lat od zawarcia związku rozpada się aż połowa tamtejszych małżeństw. Rząd uznał, że w ten sposób powstrzyma falę rozwodów.
W Polsce rozwodzi się dziś mniej więcej co trzecia para. Wzrasta liczba dzieci urodzonych w związkach pozamałżeńskich. Zanikają tradycje przygotowujące do małżeństwa. Nie ma już prawie zwyczaju proszenia o rękę dziewczyny jej rodziców. Ba, nawet księża nie ogłaszają już z ambon zapowiedzi przedślubnych, tylko wstydliwie umieszczają je na tablicy ogłoszeń, której nikt nie czyta. Nauki przedmałżeńskie w parafiach traktowane są jako przykry obowiązek. A i sami księża często nie traktują ich z należytą powagą. Potem zaś narzekają, że wzrasta liczba wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa.
Przyczyna tkwi w wychowaniu, jakie wynosimy z naszych domów, z naszych rodzin. Emocjonujemy się kolejnymi rozwodami i małżeństwami celebrytów, a potem przenosimy ich obyczaje do naszego życia. Nie ma kto nam przekazać rodzinnych tradycji. Dziadków i pradziadków zepchnęliśmy na margines. Rodziny wielopokoleniowe, w których obok siebie w zgodzie żyją dziadkowie, rodzice i wnuki, to dziś prawdziwa rzadkość. Stąd bierze się problem: brakuje kogoś, kto dawałby dobry przykład.
Polska krajem wyznaniowym? 60 proc. par...