Przeanalizujmy tekst pani Mikołajewskiej. Najpierw kwestie warsztatowe. „Senator PIS Beata Gosiewska, członkini senackiej komisji finansów, całkowicie zgodnie z prawem nie wykazała w oświadczeniu majątkowym kilkudziesięciu tysięcy złotych otrzymanych od fundacji związanej z jedną z największych instytucji finansowych w Polsce - ze Spółdzielczymi Kasami Oszczędnościowo-Kredytowymi (SKOK)". To clou tekstu w Wyborczej. Cóż tu mamy? Z jednej strony oburzenie („całkowicie zgodnie z prawem") pomieszane z insynuacją (skoro jest członkinią komisji finansów to na pewno, dostając pieniądze od SKOK jest na jego usługach). Zaraz jednak autorka tekstu dodaje, że pani Gosiewska nie musiała ujawniać w oświadczeniu majątkowym tych kwot. Bo otrzymały je jej dzieci, sieroty po zmarłym tragicznie pod Smoleńskiem Przemysławie Gosiewskim. Gdzie zatem przewina wdowy? Co niby miała zrobic pani Gosiewska? O co chodzi? O ściganie wroga. O obrzucenie go błotem. Senator jest z PIS, a pieniądze daje SKOK. Zapewne gdyby była z PO, a pieniądze dawał bank – powstałby tekst o wspaniałym filantropie. Dziennikarstwo rynsztokowe.
Idźmy dalej. W swoim zacietrzewieniu pani Mikołajewska skrupulatnie wylicza ileż to zarobiła (sic!) pani Gosiewska. I jakie kwoty otrzymały jej dzieci w związku ze śmiercią jej męża. Jest tu nawet kwota 100 tys. zł z polisy ubezpieczeniowej Sejmu. Rozumiem, że z wcześniej opłacanych przez śp. Przemysława Gosiewskiego składek do prywatnej firmy ubezpieczeniowej, która wypłaciła po prostu wskazanym przez niego beneficjentom sumę ubezpieczenia zawartą w umowie. Nie jest to żadna łaska, ani nic nadzwyczajnego. O co zatem chodzi? O wypominanie: patrzcie bierze pieniądze ze SKOK, a taka jest bogata. Pani Mikołajewska nawet nie ukrywa jakie są jej intencje. Pisze „Jej ówczesna sytuacja finansowa raczej trudna nie była".
Podkreślmy, że dzieci pani Gosiewskiej otrzymują prywatne pieniądze od prywatnego podmiotu i wszystko jest tu zgodne z prawem. Skąd zatem to święte oburzenie?
Na koniec jeszcze dwie rzeczy o warsztatowej ignorancji. Mikołajewska nie daje wypowiedzieć się pani Gosiewskiej w tekście (elementarna zasada każdego dziennikarza brzmi: zapytaj drugą stronę), a jej wykwit żurnalistyki, jak sama przyznaje, powstaje przez przypadek. Pisze: „Informacje o udzielonym jej wsparciu znaleźliśmy przypadkiem w aktach rejestrowych Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych (FPZK)".
A teraz ludzka ocena tego co wyprawia pani Mikołajewska. Gdyby choć trochę pomyślała przed napisaniem tekstu doszłaby zapewne do wniosku, że żadne pieniądze nie są w stanie ukoić żalu po utracie bliskiej osoby. - To inne, nieporównywalne wymiary – mówi mi Joanna Krupska, szefowa Związku Dużych Rodzin 3+, która straciła w Smoleńsku męża, gdy rozmawiam z nią o tekście w Wyborczej. Mikołajewska jednak odważa się taksować śmierć, ból, stratę męża, ojca.