Ujawniona w 2009 roku przez „Rzeczpospolitą" afera hazardowa wstrząsnęła rządem. Potem oczywiście były kolejne, często znacznie poważniejsze, ale premier i jego współpracownicy w perfekcyjny sposób nauczyli się rozbrajać bomby, które mogłyby wysadzić rząd.
Niektóre afery przestają być aferami, zanim obywatele się zorientują, o co w nich naprawdę chodzi. Polityków, nad których głowami zaczynają się gromadzić ciemne chmury, usuwa się w cień – jak choćby Sławomira Nowaka wraz z jego kolekcją drogich zegarków. Odszedł chwalony przez Tuska za sukcesy i nikt nie zadaje już mu niewygodnych pytań.
Łatwiej tak czynić rządzącym, bo nie dość, że dziennikarstwo śledcze zanika, a media są słabe, to, co gorsza, większość z nich przystąpiła do któregoś z partyjnych plemion. Jeśli nieprzychylna rządowi gazeta wyciągnie grube niejasności dotyczące poczynań władzy, to rząd może liczyć na natychmiastowy odpór przyjaznych sobie pism, które publikację wyśmieją i zdezawuują.
Jeśli to nie wystarczy, dziennikarzom podrzuci się drugorzędną historyjkę, która łatwo przyćmi aferę. W tej dziedzinie – przykrywania swoich kłopotów – obecna władza osiągnęła doskonałość. A obywatele mają krótką pamięć. Taśmy dolnośląskiej PO? Jakie taśmy? Ostatnio były taśmy Hofmana i agenta Tomka...
PO pamięta o aferze Rywina i wie, że przede wszystkim nie wolno dopuścić do powołania komisji śledczej. Bo wtedy coś mogłoby zostać w głowach wyborców, bombardowanych przez wiele tygodni szczegółami sprawy. Lepiej niech sprawa trafi do prokuratury, którą łatwiej kontrolować – premier wszak co roku przez wiele miesięcy zwleka z podpisaniem raportu prokuratora generalnego.