W skrajnej nędzy żyje niemal co dziesiąta rodzina z trójką dzieci, ale już co czwarta z czworgiem dzieci lub więcej.
Ktoś może powiedzieć, że bieda i nierówności to zjawiska przykre, ale niestety konieczne, zwłaszcza w gospodarce opartej na wolnym rynku. Sęk w tym, że skala biedy, która dotyka najmłodszych Polaków, dowodzi, że w nieproporcjonalny sposób ponoszą oni koszty transformacji, a ostatnio także spowolnienia gospodarczego. Co gorsza wyraźnie widać, że najbardziej zagrożone ubóstwem ?i niedostatkiem są właśnie rodziny z dziećmi.
To prawda, że wolny rynek opiera się na odpowiedzialności za samego siebie. Prawdą jest też i to, że państwo, chcąc pomagać każdemu, najczęściej przeszkadza tym, którzy chcieliby być samodzielni, ?o czym Polacy szczególnie drastycznie mogli się przekonać w czasach realnego socjalizmu. Dlatego nie chodzi o uszczęśliwianie wszystkich na siłę. Chodzi o to, by postawić na tych, od których zależy przyszłość nas wszystkich.
Tak, każdy odpowiada za siebie, ale państwo potrzebuje dzieci. Ci, którzy decydują się na ich posiadanie, działają więc z korzyścią dla całego społeczeństwa. Bo choć decyzja o zostaniu rodzicem jest kwestią indywidualnej odpowiedzialności, to trzeba pamiętać także o tym, że dzisiejsze dzieci w przyszłości będą finansowały emerytury również tych, którzy postawili na kariery i postanowili, że nie będą mieć potomstwa. Czy więc to rzeczywiście sprawa tak bardzo indywidualna?
W ubiegłym roku po raz pierwszy od czasów II wojny światowej padł rekord ujemnego wzrostu demograficznego. Jesteśmy też świadkami demontażu systemu emerytalnego. A jednocześnie okazuje się, że duża część tych, którzy decydują się na dzieci, żyje ?w biedzie. To tragiczny paradoks.