Potwierdziła się oto zasada, że historia lubi się powtarzać. To wprawdzie nie jest powrót do zimnej wojny, ale w najlepszym wypadku początek zimnego pokoju.
Rosja wraca do polityki otwarcie imperialnej, opartej na założeniu, że siła zbrojna może zastąpić siłę argumentów. Europa nie była gotowa na takie starcie, bo uwierzyła w to, że bankowcy są potężniejsi od czołgistów.
Potrzebujemy dziś Ameryki jak nigdy wcześniej po 1989 roku. Potrzebujemy sojusznika, który prowadzi politykę zagraniczną opartą na wartościach nam bliskich. Dzisiejsza Rosja znów kojarzy nam się z dyktaturą i zniewoleniem umysłu, Ameryka zaś ponownie stała się symbolem wolności.
Po zakończeniu zimnej wojny Amerykanie odwrócili się od Europy. Skierowali spojrzenia na Azję, Amerykę Południową, Afrykę.
Teraz znów potrzebni są sowietolodzy, wyszukuje się ich gdzieś na emeryturach i w zakurzonych korytarzach prowincjonalnych uniwersytetów. Europa stoi w obliczu zagrożenia ze Wschodu. Władimir Putin dokonał niemożliwego – obudził z letargu ludzi, którzy już dawno położyli kreskę na sojuszu transatlantyckim.