Unijna równość reglamentowana. Komentarz Jarosława Gizińskiego

Pojawiające się wciąż nowe przykłady podwójnych standardów wobec państw członkowskich Unii Europejskiej to doskonały prezent dla eurosceptyków.

Publikacja: 25.10.2014 08:22

Premier David Cameron jest oburzony. Zdenerwowało go wezwanie zgłoszone przez Komisję Europejską, by Wielka Brytania wpłaciła do wspólnej kasy UE 1,7 mld funtów. Propozycja dopłat związana jest ze zmianą sposobu wyliczania PKB przez Unię. Brytyjczycy - pozostający poza strefą euro i nie oglądając się na podejmowane w strefie próby reanimacji słabych gospodarek - osiągnęli najlepsze od lat wyniki ekonomiczne. Cameron  uznał więc, że „są karani za zaradność i efekty".

Brytyjczycy są zirytowani. Nie tylko dlatego, że powinni zapłacić w sumie niezbyt wielką dla nich sumę, ale także dlatego, że inni nie muszą tego robić. Ba, otrzymają nawet zwrot - kulejąca Francja dostanie okrągły miliard, Niemcy jakieś 770 mln, nawet Polsce ma skapnąć ponad 300 mln euro.

Jakby tego było mało planowane przez Brukselę zwiększenie wydatków z unijnego budżetu o 5,4 mld euro nałoży na Londyn kolejną kontrybucję w wysokości 600 mln euro. Nic dziwnego, że Cameron zapowiada tworzenie wspólnego frontu z Holendrami, którzy też powinni coś wrzucić do unijnej skarbonki.

Do pewnego stopnia Brytyjczykom trudno się dziwić (nawet jeśli na krótką metę my akurat coś zyskujemy, a praktyka korygowania wysokości wpłat do unijnej kasy nie jest niczym nowym). Zwykły obywatel zaczyna odnosić wrażenie, że Unia stosuje praktykę przykładania różnej miary do podobnych zjawisk.

Ot, najnowszy przykład - Niemcy (te same Niemcy, które przez kilka lat upokarzały „rozleniwioną" Grecję) wyciągają dłoń do Francuzów, by nie karać ich za ogromny deficyt zapisany w projekcie budżetu na 2015 r. Francuzi, którzy mimo dramatycznych oznak osłabienia gospodarczego nie mniej niż Grecy bronią swoich zdobyczy socjalnych są Niemcom potrzebni jako polityczny partner. Grecy potrzebni są jako klienci banków i odbiorcy eksportu, to całkiem inna kategoria.

Żeby było śmiesznej i straszniej Francja jest akurat stroną paktu fiskalnego, który w teorii miał przywrócić dyscyplinę budżetową państw strefy euro, a teraz proponuje sama dla siebie deficyt na poziomie 4,4 proc. Jaki ma koronny argument? "Jesteśmy wielkim narodem. Francja to kraj suwerenny" - oświadczył premier Manuel Valls. I koniec dyskusji. Dyscyplina jest więc tylko dla mniejszych narodów, w przypadku których suwerenność nie jest poważnym argumentem.

To bynajmniej nie pierwszy przypadek stosowania różnych standardów. W czasie gdy dla zwalczenia skutków kryzysu Grecję ratowano setkami miliardów euro Łotysze dostali ledwo 5 mld, choć kryzys zjadł im 20 proc. PKB, a skala olbrzymich wyrzeczeń społeczeństwa była nieporównywalna z tym co przechodził Zachód. Gdy dwa lata temu piętnowano Węgry za deficyt podobny do tego, który z uśmiechem prezentuje dziś Paryż dyspensę za deficyt o kolejny punkt procentowy otrzymywała właśnie Hiszpania.

Oczywiście oburzonych dziś Brytyjczyków aż tak bardzo nie musimy żałować - w końcu wywalczone przez nich warunki członkostwa w Unii - łącznie z osławionym rabatem -są wyjątkowo korzystne. Chodzi jednak o coś innego: albo zasady mają obowiązywać wszystkich, albo znów będą dokrawane wedle chwilowych układów politycznych. Albo po prostu siły przebicia.

Węgrzy, Łotysze, Grecy, Portugalczycy czy Irlandczycy natychmiast trafili na oślą ławkę i poddani zostali drakońskiej kuracji. Francuzi niekoniecznie (zaraz zobaczymy co będzie z bankrutującymi Włochami). Z kolei ci, którzy byli dostatecznie rozsądni, by w ogóle kłopotów uniknąć powinni zapłacić „domiar". Czyż to nie woda na młyn dla eurosceptyków? Doskonały argument choćby dla organizatorów ożywającej znów kampanii na rzecz wystąpienia Zjednoczonego Królestwa z UE.

Premier David Cameron jest oburzony. Zdenerwowało go wezwanie zgłoszone przez Komisję Europejską, by Wielka Brytania wpłaciła do wspólnej kasy UE 1,7 mld funtów. Propozycja dopłat związana jest ze zmianą sposobu wyliczania PKB przez Unię. Brytyjczycy - pozostający poza strefą euro i nie oglądając się na podejmowane w strefie próby reanimacji słabych gospodarek - osiągnęli najlepsze od lat wyniki ekonomiczne. Cameron  uznał więc, że „są karani za zaradność i efekty".

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Donald Trump może przerwać wojnę w Ukrainie w ciągu doby
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Indie a sprawa polska
Komentarze
Najnowszy sondaż pokazuje, jak ciekawa zrobiła się kampania na ostatniej prostej
Komentarze
Michał Szułdrzyński: 224 minuty piekielnych mąk, czyli co zapamiętamy z prezydenckiej debaty w TVP?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Debata w duchu Twittera (dziś X)