Wojciech Stanisławski: Kakao z łojem po marszałkowsku

Sama decyzja, by Sejm Rzeczypospolitej akurat Stanisława Mikulskiego uczcił minutą ciszy, zdumiewa.

Publikacja: 07.12.2014 20:07

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Robert Mazurek wspomniał jako pierwszy o trzech gigantach polskiej sceny – Gustawie Holoubku, Zbigniewie Zapasiewiczu i Adamie Hanuszkiewiczu – którzy w oczach parlamentarzystów nie zasłużyli na taki honor. Ale przecież nie trzeba dużego wysiłku pamięci, by stworzyć całą listę zmarłych najwyższych talentów i zasług, których odejście nie wzruszyło posłów SLD.

Gdyby była to tylko kwestia estetyki, można by najwyżej westchnąć nad tym, co postkomuniści rozumieją przez sztukę wysoką: trochę tylko poniżej amanta z niezłego serialu sensacyjnego, jakim była „Stawka..." chętnie postawiliby zapewne kilku piosenkarzy disco polo i zawodników sztuk walki, całość okraszając paniami z kalendarzy, jakie po dziś dzień zobaczyć można w warsztacie wulkanizatora.

Gdyby była to tylko kwestia estetyki, można by zadumać się nad słabością Radosława Sikorskiego – on to bowiem, jak wynika z doniesień prasowych, stał za decyzją o uczczeniu wspólną minutą ciszy Stanisława Mikulskiego i Kazimierza Świtonia – do osobliwych połączeń smaków: czekoladę nieraz doprawia się chili, dzieci lubią bułkę z bananem, ale marszałek najwyraźniej woli kombinacje odważniejsze, w rodzaju ogórka kiszonego z kakao i z łojem.

Nie jest to jednak tylko kwestia estetyki. Sejm RP „wspólną minutą ciszy" postawił bowiem obok siebie i zrównał zasługi konferansjera na Festiwalu Piosenki Radzieckiej, członka KC PZPR w latach 70. i władz Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej w latach stanu wojennego ze współzałożycielem Wolnych Związków Zawodowych w roku 1978: człowiekiem wielokrotnie aresztowanym, nękanym, gnębionym, internowanym i pozbawionym przez władze majątku, którego zasługi i gotowość do ponoszenia ofiar za wspólną sprawę są o wiele ważniejsze niż jego mocno niefortunne zaangażowania w ostatnich latach życia.

Ktoś skłonny byłby pewnie drzeć szaty, nad fatalnymi wzorami, jakich dostarcza młodzieży Sejm RP, zrównując w jej oczach te dwa zaangażowania, niczym w pamiętnym manifeście Adama Michnika i Włodzimierza Cimoszewicza sprzed 20 prawie lat. Ja nie przejmowałbym się tym tak bardzo, nie przeceniam bowiem normotwórczej roli Sejmu dla dzisiejszych nastolatków.

Zastanawiam się natomiast nad wielką krzywdą, jaką wyrządzono cieniom Kazimierza Świtonia – właśnie jego, z jego prostolinijnością, zestawiając w akcie, który miał być podsumowaniem zasług całego życia, z „agentem J-23". Myślę sobie, że za decyzją, by zestawić te dwa nazwiska, stać musiał albo przerażający brak empatii, albo finezyjne okrucieństwo – i doprawdy nie wiem, która alternatywa jest gorsza.

Robert Mazurek wspomniał jako pierwszy o trzech gigantach polskiej sceny – Gustawie Holoubku, Zbigniewie Zapasiewiczu i Adamie Hanuszkiewiczu – którzy w oczach parlamentarzystów nie zasłużyli na taki honor. Ale przecież nie trzeba dużego wysiłku pamięci, by stworzyć całą listę zmarłych najwyższych talentów i zasług, których odejście nie wzruszyło posłów SLD.

Gdyby była to tylko kwestia estetyki, można by najwyżej westchnąć nad tym, co postkomuniści rozumieją przez sztukę wysoką: trochę tylko poniżej amanta z niezłego serialu sensacyjnego, jakim była „Stawka..." chętnie postawiliby zapewne kilku piosenkarzy disco polo i zawodników sztuk walki, całość okraszając paniami z kalendarzy, jakie po dziś dzień zobaczyć można w warsztacie wulkanizatora.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Leon XIV i Donald Trump, jaka będzie ich relacja?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Leon XIV to odpowiedź Kościoła na Donalda Trumpa
Komentarze
Marek Kozubal: Czy dzieci zabite w Puźnikach kolaborowały z NKWD?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Zbrodnia na UW to bestialstwo, przy którym brakuje słów
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Po oświadczeniu Karola Nawrockiego pozostaje zadać jedno pytanie
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku