Na razie nie zobaczą jednak Państwo załamania kursu złotego, czy wyprzedaży akcji na GPW. Po pierwsze, rynkowi gracze spodziewali się wyniku niedzielnego głosowania i – mówiąc ich slangiem – jest on już „w cenach". Po drugie sam prezydent nie ma wielkiego wpływu na gospodarkę, do tego potrzebna jest większość sejmowa.

Dlatego inwestorzy będą teraz czekali na „trzecią turę", jaką staną się październikowe wybory parlamentarne. I przyglądali, co z hojnych obietnic zwycięskiego kandydata okaże tylko mirażem mającym uwieść elektorat, a co faktem naruszającym stosunkowo niezły dziś stan finansów państwowych. I dopiero, gdy rachunek wystawiony podatnikom zacznie ważyć w budżecie, pojawią się nieprzyjemne skutki rynkowe.

A możemy być pewni, że przed „trzecią turą" politycy gospodarce nie odpuszczą. Platforma, jeśli po ośmiu latach rządzenia chce zachować choć resztki wiarygodności, będzie musiała jeszcze przed październikiem przekuć obietnice swojego kandydata w prawo. I pewnie zacznie ścigać się w obietnicach z PiS, które będzie dalej biło w populistyczny bęben, widząc że lwia część społeczeństwa chce, by państwo się nim zaopiekowało: dało pracę, obroniło kopalnie przed upadkiem, posłało wcześniej na emeryturę, podniosło świadczenia itp, itd. A najlepiej zwolniło z odpowiedzialności każdego za swój indywidualny los.

Politykom łatwiej ulec tym oczekiwaniom, niż odpowiedzieć uczciwie, jak położyć fundamenty pod dalszy rozwój kraju, gdy za siedem lat skończy się manna funduszy unijnych. Skąd wziąć w Polsce kapitał, by nie pożyczać go za granicą i nie oddawać później z procentem, dzieląc się wypracowanym PKB? Jak zasypać lukę po OFE budując potrzebne gospodarce i przyszłym emerytom oszczędności? Kiedy przyjąć euro, by wykorzystać maksymalnie korzyści z elastycznego kursu złotego, ale jednocześnie nie wypaść z głównego nurtu integracji europejskiej? Jak zreformować rynek pracy, skoro pochodzący z czasów Gierka Kodeks pracy nie przystaje do realiów gospodarki rynkowej, a pracodawcy masowo uciekają w elastyczne formy zatrudnienia? Jak zmniejszyć obciążenia podatkowe pracy, która - biorąc pod uwagę łącznie PIT i składki ZUS – stała się w Polsce tak silnie opodatkowana, jak nie przymierzając wódka czy papierosy? Jak doprowadzić do zrównoważenia budżetu, by już nie zadłużać kraju na koszt młodego pokolenia? Odpowiedzi na te pytania nie przyniosła kampania prezydencka, ale powinna parlamentarna. Powinna, ale – nie mam złudzeń – nie przyniesie. Bo politycy, zamiast podjąć uczciwy dialog z obywatelami, w „trzeciej turze" puszczą nam kolejny film z wyborczymi mirażami.