Konstytucję Stanów Zjednoczonych, wciąż obowiązującą, kończono pisać 210 lat przed naszą. Było to w roku 1787 i nikomu się jeszcze nie śniło o związkach partnerskich gejów i lesbijek, a co dopiero o nazywaniu ich małżeństwami. Homoseksualizm, nawet jeśli go czasem tolerowano, jeszcze przez prawie 200 kolejnych lat uważany był za zboczenie, chorobę, a w najlepszym wypadku za zachowanie odległe od normy.
Nic więc dziwnego, że twórcom amerykańskiej ustawy zasadniczej nie przyszło do głowy, aby zastrzec to, co dla wszystkich wówczas było oczywiste: że osoby tej samej płci nie są zdolne do zawarcia małżeństwa. Skutkiem tego dziś Sąd Najwyższy USA mógł (używając pewnego wybiegu, którym była kwestia równego dostęp do ochrony prawnej) zalegalizować małżeństwa homoseksualne.
Wielu polskim miłośnikom Ameryki wydawało się, że gdzie jak gdzie, ale w społeczeństwie tak zróżnicowanym światopoglądowo, tak pluralistycznym, z jakim mamy do czynienia w USA, pozostaną przynajmniej enklawy normalności. Że w państwie federacyjnym, tak wrażliwym na autonomię i respektowanie praw poszczególnych społeczności, utrzymają się oazy zdrowego rozsądku i wolności, nieulegające terrorowi poprawności politycznej.
To, że Sąd Najwyższy USA narzucił wszystkim stanom obowiązek wprowadzenia małżeństw homoseksualnych, pokazuje, że środowiskom promującym tego typu rozwiązania nie chodzi ani o autonomię, ani o demokrację, ani o tolerancję, ani o równe prawa dla gejów – ale o powszechną rewolucję, o narzucenie wszystkim jedynie słusznego światopoglądu. Chodzi o zniszczenie świata, jaki znamy. Można więc stwierdzić, że w ostatni piątek, za sprawą wyroku Sądu Najwyższego, Ameryka Baracka Obamy symbolicznie zrezygnowała z roli strażnika zachodniej cywilizacji.
Warto też zauważyć, jak szybko dokonują się zmiany. Dziś nie chodzi już o to, aby pary homoseksualistów miały prawa takie jak małżeństwa, ale o to, aby nazywały się małżeństwami. Mniejszość, która początkowo „tylko" wymuszała dla siebie przywileje, dziś chce kształtować cały świat na swój obraz i podobieństwo, zawłaszczać kolejne instytucje, zmieniać znaczenia słów.