Wtedy najczęściej zostajemy zarzuceni nowomową, z której niewiele wynika. Nie mogę się oprzeć się wrażeniu, że pojęcie innowacyjności – czyli tworzenia nowych, przełomowych rozwiązań – mocno się zdewaluowało w ostatnich latach. Smutno mi się robi, gdy widzę reklamę „innowacyjnych" jogurtów, skarpetek i chusteczek higienicznych. To dobrze, że firmy potrafią wdrażać nowe pomysły, ale prawdziwych innowatorów w rzeczywistości jest niewielu.
Każda władza – niezależnie od opcji politycznej – deklaruje, że będzie dbać o nowoczesność i innowacyjność gospodarki. Statystyki nie pozostawiają jednak złudzeń: Polska nadal mocno odstaje w światowych rankingach. Najciekawsze pomysły rzadko są owocem dużych programów rządowych. Tam zazwyczaj biurokracja wygrywa z kreatywnością. Natomiast całkiem dobrze wypadają mniejsze firmy i stowarzyszenia, często współpracujące z lokalnymi naukowcami. Może ich pomysły trudno nazwać stricte innowacyjnymi, ale gros z nich ma realne, pozytywne przełożenie na gospodarkę.
Najwięcej produktów będących wynikiem własnych prac badawczych wprowadza na rynek sektor IT. Natomiast na końcu stawki plasuje się branża spożywcza. Jej honoru broni segment przetwórców ryb. Z dużym zaciekawieniem przeczytałam o pomyśle, dzięki któremu możemy – przynajmniej częściowo – zmniejszyć uzależnienie od importowanych (głównie z Norwegii) surowców. W ostatnich latach kilkakrotnie obserwowaliśmy, jak drożejący surowiec bije w wyniki polskich przetwórców ryb. Dlatego grupa przedsiębiorców z Janowa koło Trzęsacza ruszyła z własną hodowlą łososia, wykorzystując do produkcji wodę geotermalną z pokładów jurajskich sprzed 150 mln lat. Projekt pomogli opracować naukowcy z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego. Już teraz popyt na „jurajskiego" łosia jest bardzo duży. Czas pokaże, czy skala produkcji wzrośnie i czy inne firmy podążą tym tropem.
O innowacyjności łatwo się mówi, ale w praktyce niewiele małych firm może sobie pozwolić na wysupłanie z budżetu sporych kwot na badania i rozwój. Pomóc mogą unijne dotacje, ale firmy skarżą się na liczne niejasności. Dotacje mają być na innowacje, ale nie wiadomo konkretnie na co: na ochronę środowiska, a może na nowe rynki zbytu lub rozwój produktów?
Na pewno małym firmom przydałoby się mocniejsze wsparcie państwa. Pole do popisu jest duże: inkubatory przedsiębiorczości, subwencjonowanie szkoleń, ulgi inwestycyjne i podatkowe, preferencje kredytowe czy kompleksowe programy pomocowe to tylko niektóre z przykładów. Analizy pokazują, że inwestycje w badania i rozwój się zwracają, ale dopiero po trzech latach. Bez wsparcia wiele firm może tego momentu nie doczekać.