Trzy godziny: tyle zaplanowała w czwartek późnym popołudniem Niemka na spotkania w stolicy Dolnego Śląska z premierami Polski, Czech i Słowacji oraz kanclerzem Austrii. Zależało na tym przede wszystkim szefowi polskiego rządu, który z poprawy relacji z Brukselą po latach bezustannych konfliktów z Unią za czasów PiS uczynił jeden z głównych celów swojego powrotu do krajowej polityki. Chodziło więc o pokazanie, że w chwili próby europejska centrala nie zawiodła.
Rozbudzanie nadmiernych oczekiwań może jednak okazać się ryzykowne. Belgia do dziś podnosi się z powodzi, która nawiedziła ją w czerwcu 2002 roku. Koszt zniszczeń ocenia na 2,8 mld euro, podczas gdy środki, które otrzymała z unijnego Funduszu Solidarności, szacuje na 90 mln euro. Czyli jakieś 3 proc. strat.
Czytaj więcej
Ursula von der Leyen spotka się we Wrocławiu z przywódcami państw dotkniętych katastrofalnymi powodziami. Komisja Europejska ma instrumenty finansowe na pomoc natychmiastową i długoterminowe inwestycje.
Bruksela, inaczej niż stolice narodowe nie może się zadłużać
W przypadku Polski proporcje mogą okazać się podobne. Na 0,5 proc. PKB oceniał dla „Rz” zniszczenia spowodowane powodzią główny ekonomista Santander Bank Polska Rafał Benecki. To około 4 mld euro. Fundusz Solidarności może zmobilizować 1,5 mld euro rocznie – ale dla wszystkich krajów Unii poszkodowanych przez katastrofy naturalne. A więc choćby także dla trawionej teraz przez pożary Portugalii.