Jak mówi Ahmeda Rehmo, koordynator projektu, odpowiedzialny za działania Lekarzy bez Granic w prowincji Idlib w Syrii, ze względu na braki w funduszach na pomoc humanitarną oraz trudności w dostępie lądowym do wielu miejsc, większość syryjskich szpitali już w momencie trzęsienia ziemi mierzyło się z problemami i brakami w zaopatrzeniu. Transport z Turcji już wtedy był dużym wyzwaniem, a jedyne nadające się dla konwojów humanitarnych przejście graniczne w Bab al-Hawa było przedmiotem politycznych napięć. Po trzęsieniu ziemi przejście to zostało zamknięte na trzy dni. Ruch na nim do tej pory jest niewielki. Organizacje humanitarne, które działają w północno-zachodniej Syrii sięgnęły do swoich zapasów na miejscu, ale dostarczenie pomocy z zewnątrz jest dziś bardzo pilne. Dwa milion ludzi mieszka w obozach dla osób przesiedlonych, często w targanych wiatrem namiotach.