Relacje z rejonów odciętych od pomocy
Abdulbari, 19-letni Syryjczyk, pacjent Lekarzy bez Granic, mieszka, w Dżisr asz-Szughur, 30 kilometrów na południowy wschód od Idlibu.
„Kiedy zatrzęsła się ziemia, byłem akurat u mojej ciotki, która mieszka niedaleko. Trzęsienie ziemi obudziło nas w środku nocy, wszyscy zaczęli wybiegać z domów i krzyczeć na ulicach. We wsi domy są stare, wiele się zawaliło. Teraz ludzie mieszkają na ulicach, w namiotach, pod drzewami. Są biedni, nie mają innego schronienia. Wiem, że uratowano wiele dzieci, ale ich rodzice są wciąż pod gruzami. Słyszałem też, że wzywają wszystkich sprawnych fizycznie ludzi do pomocy w innych rejonach. Obrona cywilna jest przytłoczona potrzebami, nie poradzi sobie sama. Potrzebujemy sprzętu, ale teraz nie mamy nic.”
Samar, personel medyczny Lekarzy bez Granic w północno-zachodniej Syrii. Pierwsze chwile trzęsienia ziemi
„Kiedy ziemia się zastrzęsła po raz pierwszy byłam w domu, w Azaz, z moim mężem i dziećmi. Spaliśmy. Mój mąż poczuł trzęsienie i mnie obudził. Wszyscy wybiegliśmy z domu w pidżamach, na bosaka. Byliśmy przerażeni i trzęśliśmy się zimna na deszczu. Nasz budynek chwiał się, trząsł na naszych oczach.
Ludzie najpierw biegali w panice po ulicach, potem próbowali odjechać od budynków, wydostać się na otwartą przestrzeń. Budynki się trzęsły, odpadały od nich balkony i spadały samochody, niszcząc je kompletnie. Sceny były przerażające: ludzie uciekali z dziećmi na rękach, byle dalej od budynków.
Uciekliśmy tak, jak z staliśmy, z pustymi rękami. Miałam na sobie jedynie szatę modlitewną, którą udało mi się zabrać z domu. Nie zdążyłam normalnie się ubrać. Odjechaliśmy samochodem i czekaliśmy. Ciągle słyszeliśmy o wstrząsach wtórnych, które powtarzały się do zmierzchu.”
68-letni pacjent Lekarzy bez Granic z Termanin, w prowincji Idlib
"Po trzęsieniu ziemi moi dwaj synowie uciekli wraz z rodzinami z Jindires i przyjechali do mnie. Moja synowa była w ciąży i urodziła jak tylko pojawiła się w moim domu. Choruję na raka, kiedyś otrzymywałem leczenie w Turcji. Mój dom, składający się z dwóch pokoi, mieści teraz trzy rodziny. Nie mamy wystarczającej liczby koców, grzejników i innych podstawowych rzeczy, żeby zaspokoić potrzeby trzech rodzin. Czuję się bezradny, nie jestem w stanie zapewnić rodzinie żadnego wsparcia. Ci, ze społeczności, którzy otworzyli drzwi do swoich domów dla ludzi dotkniętych trzęsieniem ziemi, nie mają wystarczających środków, oni też potrzebują pomocy.”
Mohammed, kierowca Lekarzy bez Granic, Atarib w prowincji Aleppo
„Widziałem matkę, którą wyciągnięto martwą, ale troje jej dzieci udało się uratować. Jedno po drugim. Jakby to był cud. Ratownicy najpierw wyciągnęli spod gruzu jedno dziecko i przekazali je do karetki. Gdy karetka miała już odjechać, wyciągnęli kolejne, więc zatrzymali karetkę i przekazali drugie dziecko. To samo powtórzyło się z trzecim dzieckiem. Ludzie wiwatowali ze szczęścia, mówili, że przez dwa dni nie mogli wyjąć matki i dzieci, a teraz przynajmniej dzieci żyją.”
Obecna sytuacja ludności w północno-zachodniej Syrii
„Odkopywanie ludzi spod gruzów jest bardzo czasochłonne, sprzętu praktycznie nie było. Podobnie służb ratunkowych – odgruzowywaniem zajęli się prywatni ludzie, z własnej inicjatywy. Mój mąż dołączył do obrony cywilnej, aby pomóc wydobywać ludzi z gruzowisk. Robi to codziennie. Nasi przyjaciele też pomagają. Sprzętu, który można by do tego wykorzystać jest na północy kraju bardzo mało, za mało dla Jindires, Aleppo, Atarib, Maharem, Tramanin i innych miejsc.
Ciągle nie mogę dojść do siebie po tym, co się wydarzyło. Nie mogę zmusić się, by wrócić do domu. Mąż próbuje mnie na to namówić, ale ja nie mam odwagi.
Ludzie potracili swoje ubrania i pieniądze. Nie mogą kupić sobie nowych ubrań, piecyków, zapewnić schronieni. Domy zostały zburzone, ludzie przenieśli się do meczetów, szkół i schronisk. Potrzeby są ogromne i bardzo potrzebna jest pomoc z zewnątrz.
Lokalne organizacje dostarczają namiotów i schronienia. Mieszkańcy i darczyńcy zbierają i wysyłają jedzenie, materace, koce. Ludzie pomagają sobie nawzajem, niektórzy starają się pozyskać datki z zagranicy, od swoich znajomych. Znakomita większość tych działań ma charakter lokalny i indywidualny. Prócz Lekarzy bez Granic, którzy dystrybuują koce i materiały pierwszej potrzeby, nie widziałam innych międzynarodowych organizacji humanitarnych w tym regionie. Państwa również nie pomagają.”