Wczorajsze spotkanie zorganizowane przez fundację Panoptykon i Internet Society miało zwrócić uwagę na największe problemy i potrzeby prawa regulującego zachowanie w sieci.
„Internet na rozdrożu" (pod takim hasłem odbyła się konferencja) pokazał, że pogodzenie dostępu do danych osobowych online i ochrony prywatności to problem, z którym borykają się wszyscy. Pomóc mogłaby precyzyjna definicja pojęcia danych osobowych. Dotychczasowe instrukcje okazały się bowiem bezużyteczne.
Sprawa jest poważna, bo tylko w 2010 r. odnotowano 2 miliardy użytkowników Internetu. – Ludzie muszą się orientować, jaką wiedzę na ich temat mają poszczególne instytucje – mówił Caspar Bowden, niezależny ekspert.
Dostęp do danych musi być zabezpieczony – autoryzowany choćby w stopniu podstawowym. O tym, co dostanie się do Internetu, muszą decydować fachowcy – informatycy. Szkopuł w tym, że np. w Polsce administracja publiczna nie jest dla wysokiej klasy specjalistów konkurencyjna w porównaniu z prywatnymi firmami czy wielkimi korporacjami. Co więc robić? – Płacić więcej i korzystać z usług najlepszych – radzili zagraniczni eksperci.
Dyskutanci byli zgodni, że do bezpiecznego, a zarazem szerokiego korzystania z sieci jeszcze u nas daleka droga. Wprawdzie dostępność Internetu powoli się poprawia, ale wciąż jesteśmy w grupie państw, które dopiero rozwijają się w tym zakresie (na wyższym poziomie jest m.in. Słowenia).