W jednym ze spotów wyborczych z 2010 r. Platforma Obywatelska („nie róbmy polityki...") prześmiewczo prezentuje prawo autorskie jako jeden z modelowych tematów, które nie interesują zwykłych ludzi (http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=YTH3oKIuEuw#t=5).
Istotnie, prawem autorskim poważnie interesują się tylko specjaliści, a ogromna większość społeczeństwa ignoruje je tak jak różne anachroniczne lub nierealistyczne regulacje. Jedno z możliwych wyjaśnień kryje się w wynikach przeprowadzonych przez Centrum Cyfrowe badań „Prawo autorskie w czasach zmiany" (http://centrumcyfrowe.pl/projekty/prawo-autorskie-w-czasach-zmiany/): „znajdujemy się w stanie zagubienia i powszechnej dezorientacji". Ustalono w nich m.in., że wiele osób wyobraża sobie prawo autorskie mniej więcej jako całkowity zakaz korzystania z twórczości. Najwyraźniej wszechobecne notki „wszelkie prawa zastrzeżone" i medialne kampanie „nie kradnę – nie ściągam" zrobiły swoje. Jednocześnie widać, że tak restrykcyjnie pojmowane prawo autorskie jest w praktyce na każdym kroku łamane i w zasadzie nie może być inaczej. Rozsądny człowiek dochodzi zatem do wniosku, że zajmowanie się prawem autorskim to strata czasu.
Dla kogo to prawo?
Tymczasem resort kultury opublikował projekt nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Specjaliści zgodzą się zapewne, że projekt obejmuje kwestie istotne, a jednocześnie dość problematyczne – długość ochrony, korzystanie z utworów osieroconych, opłaty od działalności bibliotek, dozwolony użytek. Warto się zastanowić, czy ten projekt ma szansę zmniejszyć stan „zagubienia i powszechnej dezorientacji" i sprawić, że prawo autorskie będzie bardziej przystawać do realiów, w jakich obracają się „zwykli ludzie".
Wiele osób wyobraża sobie prawo autorskie jako całkowity zakaz korzystania z twórczości
Oczywiście w potocznym rozumieniu „zwykłego człowieka" najbardziej dotyka kwestia legalności wymiany plików w internecie. Projekt tego jednak zupełnie nie dotyczy z dość prozaicznego powodu – przyjął zasadę minimalnej i bezpośredniej implementacji wybranych dyrektyw UE. Uregulowanie kwestii wymiany w internecie wymagałoby mniej szablonowego podejścia. Ale zwykli ludzie to nie tylko wymieniający się plikami indywidualni internauci. Istnieje wiele innych inicjatyw polegających na wyszukiwaniu i udostępnianiu dóbr kultury, które wchodzą w obszar przedstawionego przez MKiDN projektu. Na przykład z problemem utworów osieroconych spotykają się na co dzień cyfrowe biblioteki i repozytoria. Dozwolony użytek edukacyjny i naukowy budzi codziennie wątpliwości np. pracowników szkół i instytucji naukowych. Z kolei zakres dozwolonego cytowania nie jest wcale abstrakcyjnym tematem dla twórców korzystający z techniki remiksu, found footage itp. Czy przyjęcie projektu zmniejszy zdezorientowanie tych osób? Poszukajmy odpowiedzi na przykładzie propozycji przepisów dotyczących utworów osieroconych.