Decyzja rosyjskiego rządu była formalnością, po tym jak w poniedziałek Władimir Putin zdecydował o przedłużeniu obowiązującego embarga na żywność z Zachodu do 31 grudnia 2020 r. Oznacza to, że Rosjanie wciąż pozostaną bez swoich wielu lubianych produktów. Choćby nabiału z Litwy, jabłek, gruszek i mrożonek owocowych i warzywnych z Polski, włoskich i francuskich serów, owoców morza z Kanady, łososi z Norwegii i Islandii, pomidorów z Albanii i winogron z Czarnogóry, słodyczy z Ukrainy, drobiu z USA i Unii, owoców kiwi z Australii.
W sierpniu 2014 r. Rosja wprowadziła zakaz importu żywności z Unii, USA oraz Albanii, Australii, Czarnogóry, Liechtensteinu, Islandii, Norwegii i Ukrainy, czyli państw, które poparły sankcje nałożone na Rosję za aneksję ukraińskiego Krymu i wspieranie separatystów na wschodzie Ukrainy.
Czytaj także: Polska wyprzedziła Rosję w imporcie produkcji z Ukrainy
Embargo uderzyło najmocniej w największych eksporterów, w tym w Polskę. W okresie styczeń-październik 2014 import polskiego mięsa i produktów mięsnych zmniejszył się o 73,6 proc., a import owoców - o 34,5 proc., warzywa - o 31,3 proc., nabiału - o 16,5 proc.
W liczbach bezwzględnych oznacza to całkowitą redukcję rosyjskiego importu z Polski w okresie styczeń-październik 2014 w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku do 335 mln dolarów. W rezultacie import polskiej żywności w Rosji zmniejszyła się o blisko 23 proc. (dane rosyjskie).
O ile jednak europejscy producenci powoli poradzili sobie z utratą rosyjskiego rynku (w Polsce np. wybuchła produkcja cydru), to rosyjskie sklepy wyludniły się błyskawicznie. Przy okazji wyszło na jaw, że ponad połowa towarów to produkty z objętych embargiem krajów.