„Rzeczpospolita": Grzegorz Napieralski i Ludwik Dorn na pokładzie Platformy to powrót do starej taktyki gry skrzydłami?
Rafał Grupiński, szef klubu PO: To na pewno wykorzystanie doświadczonych parlamentarzystów z różnych opcji politycznych. Takich, którzy w obliczu zagrożenia przejęciem przez PiS pełnej władzy w Polsce zdecydowali się wzmocnić PO w tych środowiskach, które reprezentują. Czy to zostanie pozytywnie odebrane przez ich dotychczasowych wyborców i na ile to poszerzy ewentualnie rezerwuar naszych głosów, to pokaże czas.
Nie boi się pan, że może to zachwiać wiarygodnością PO? Dorn to były wiceprezes PiS i kolejna prominentna postać rządów tzw. IV RP.
Z pewnością jest to ruch nietuzinkowy, który może być przyjmowany z pewnymi obawami. Ale z drugiej strony uważni obserwatorzy sceny politycznej wiedzą, że Ludwik Dorn, przez ostatnie lata, będąc samotnym posłem opozycji, często konstruktywnie podchodził do naszych projektów ustaw w Sejmie. Wystarczy prześledzić jego wystąpienia. Nawet jeśli były krytyczne, to rzeczowe. Mam nadzieję, że część wyborców zauważyła tę jego ewolucję. I to, że wyłamawszy się ze środowiska, w którym wcześniej tkwił, przestał się poddawać klimatom, które do polityki wprowadzał Jarosław Kaczyński.
A nie ma pan obawy, że tak jak dwukrotnie zdradził Jarosława Kaczyńskiego, tak również opuści i Platformę?
Tego nie wiemy. Nikt z nas nie może dać takiej gwarancji. Myślę, że żadnych wielkich wolt już wykonywał nie będzie. Zwłaszcza po tak dużej, jaką wykonał teraz. Dorn nie wstępuje do Platformy, a jedynie korzysta z oferty startu z naszych list do Sejmu, jaką złożyła mu pani przewodnicząca PO.