Główna ekonomistka EBOR: Bon lepszy niż obniżka podatków

Polityka fiskalna to kierownica gospodarki, a nie pedał gazu – mówi prof. Beata Javorcik, główna ekonomistka EBOR.

Aktualizacja: 07.11.2021 22:13 Publikacja: 07.11.2021 21:00

Główna ekonomistka EBOR: Bon lepszy niż obniżka podatków

Foto: Bloomberg

Według nowych prognoz EBOR, PKB Polski w tym i w przyszłym roku zwiększy się o niemal 5 proc. Od czerwca ocena perspektyw polskiej gospodarki Banku praktycznie się nie zmieniła. Nie podzielają państwo obaw, że zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw oraz wysoka inflacja schłodzą gospodarkę?

Nasz raport prognostyczny ma tytuł „Słodko-gorzkie ożywienie". Słodkie, bo w I połowie roku wzrost przebił nasze oczekiwania, i gorzkie, bo na horyzoncie gromadzą się czarne chmury. Inflacja to jedna z nich. Natomiast zaburzenia w łańcuchach dostaw wydają się nam przejściowe i w różnym stopniu mają wpływ na kraje w regionie.

Gdy rozmawialiśmy w czerwcu, te zaburzenia też wydawały się być zjawiskiem przejściowym. Tymczasem jeszcze się nasiliły. Co to znaczy przejściowe?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zrozumieć, skąd te zaburzenia się wzięły. Pandemia utrudniła konsumpcję usług, przez co wzrósł popyt na towary. Ten wysoki popyt wciąż się utrzymuje, a produkcja nie jest w stanie dotrzymać mu kroku. To jest szczególnie widoczne w motoryzacji i tych branżach, gdzie są potrzebne półprzewodniki. W trakcie pandemii przemysł ograniczył zamówienia na półprzewodniki, spodziewając się spadku popytu na samochody. W rezultacie, gdy zamówienia się odbiły, fabryki półprzewodników nie nadążają z produkcją. Podobnie można tłumaczyć podwojenie się cen drewna. Na to nakładają się jeszcze zatkane porty, powodujące opóźnienia dostaw. Na świecie na odbiór czeka rekordowa liczba kontenerów. Rozładowanie korków w portach zajmie sporo czasu.

Kiedy można oczekiwać powrotu równowagi między popytem na towary a ich podażą?

Na większości rynków równowaga powinna powrócić w 2022 r. Ale są rynki, na których problemy mogą utrzymać się dłużej. Fabryki półprzewodników powstają kilka lat. Także popyt na te materiały i surowce, które wykorzystuje się w energetyce odnawialnej, może przewyższać podaż jeszcze przez dłuższy czas.

W październiku inflacja w Polsce doszła do niemal 7 proc., wedle wszelkiego prawdopodobieństwa w najbliższym czasie sięgnie 8 proc. Do niedawna większość ekonomistów była przekonana, że to będzie zjawisko przejściowe. Ale kolejne inflacyjne niespodzianki podkopują to przekonanie...

Inflacja przyspieszyła na całym świecie, w dużej mierze z tego powodu, że popyt po pandemii wzrósł tak mocno, że nie nadąża za nim podaż. Do tego doszedł wzrost stopy oszczędzania wśród gospodarstw domowych w czasie pandemii. Te oszczędności wydawane są teraz m.in. na nieruchomości i wszystko, co z tym związane. Ta podwyższona inflacja okaże się zapewne przejściowa, o ile nie dojdzie do wzrostu oczekiwań inflacyjnych. Ale akurat w Europie Środkowo-Wschodniej jest o to relatywnie łatwo. Ludzie w wieku powyżej 50 lat pamiętają hiperinflację z lat 90. XX w. Badania pokazują, że takie doświadczenia zostają w pamięci na zawsze. Mieszkańcy Europy Zachodniej i USA nie mają podobnych doświadczeń, więc tam oczekiwania inflacyjne są lepiej zakotwiczone. W Polsce, jak się wydaje, już się od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.) odkotwiczyły. Ekonomiści spodziewają się obecnie inflacji w 2022 r. na poziomie ponad 5 proc., co jest niepokojące. Rozgrzany rynek pracy nie pomaga trzymać oczekiwań inflacyjnych w ryzach. Stopa bezrobocia w Polsce wynosi 3,4 proc. i jest niewiele wyższa niż w lutym 2020 r. W tych okolicznościach łatwo o spiralę cenowo-płacową, chociaż akurat w Polsce pewnym wentylem bezpieczeństwa może być wzrost aktywności zawodowej.

Najwyższa od dwóch dekad inflacja tłumi wzrost siły nabywczej gospodarstw domowych i negatywnie wpływa na nastroje konsumentów. Czy tak wysoka inflacja nie zahamuje wzrostu konsumpcji, która była kołem zamachowym ożywienia? I czy z powodu tego negatywnego wpływu na popyt inflacja nie będzie sama się wygaszała?

Inflacja, oczywiście, negatywnie wpływa na siłę nabywczą gospodarstw domowych, ale kluczowe jest to, jak szybko rosną pensje i emerytury. Jeśli podwyżki płac i emerytur rekompensują wzrost cen, to siła nabywcza gospodarstw domowych nie maleje. A obecnie sytuacja na rynku pracy – a także to, że emerytury są indeksowane inflacją – sprzyja wzrostowi dochodów.

Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła cykl podwyżek stóp procentowych, żeby – jak tłumaczy – nie dopuścić do utrwalenia się inflacji, gdy wygasną te przejściowe czynniki, które ją dziś podbijają. Czy to wystarczy? Czy potrzebne są też jakieś zmiany po stronie polityki fiskalnej?

Z punktu widzenia banku centralnego najważniejsze jest to, aby wysłać jasny sygnał, że bank jest przywiązany do swojego celu inflacyjnego i zdeterminowany, aby doprowadzić inflację w pobliże tego celu.

Społeczeństwo musi mieć przekonanie, że bank centralny będzie z inflacją walczył. Na politykę fiskalną bank centralny wpływu jednak nie ma, może tylko apelować do rządu o to, aby ją zacieśnił. Ale to też nie jest konieczne. Przyjęło się myśleć o polityce pieniężnej jako o hamulcu dla gospodarki, a o polityce fiskalnej jako o pedale gazu. W rzeczywistości polityka fiskalna to również kierownica, która nadaje kierunek gospodarce. Gdy gospodarka jest rozgrzana, rząd może nadal wydawać, ale mądrze. Należy wtedy raczej wspierać inwestycje, które przyczynią się do szybszego wzrostu gospodarczego w przyszłości, a nie konsumpcję.

Teraz cieniem na perspektywach odbicia inwestycji kładzie się spór Polski z UE, który zagraża napływowi unijnych funduszy. Ale może, jak twierdzi część polityków, te fundusze wcale nie są nam tak bardzo potrzebne i równie dobrze poradzimy sobie bez nich?

Samo Ministerstwo Finansów szacuje, że napływ funduszy podwyższyłby wzrost PKB o około 0,4 pkt proc. rocznie. To spory efekt. Ale znaczenie funduszy wykracza poza ten bezpośredni wpływ. Pieniądze na inwestycje rząd może zawsze pożyczyć. Ale unijne fundusze mają tę zaletę, że pomagają kierować gospodarkę na właściwe tory. Politykom bardzo ciężko jest wydawać na cele długoterminowe. Wyborcy chcą zobaczyć efekty szybko, więc politycy koncentrują się na krótkoterminowych działaniach. Tymczasem Bruksela zobowiązuje rządy do tworzenia planów, jak pieniądze będą wydawane.

A mają być wydawane tak, żeby tworzyły podwaliny pod długoterminowy wzrost. Priorytetami są przy tym zielona transformacja i cyfryzacja.

Wróćmy jeszcze do inflacji. Politycy mają pewne pomysły na jej złagodzenie. Z jednej strony proponują obniżkę podatków nakładanych na paliwa, z drugiej zaś mowa o bonach energetycznych. Czy nie jest tak, że na dłuższą metę te rozwiązania tylko by inflację podsyciły, bo zmniejszyłyby jej negatywny wpływ na popyt?

Wysokie ceny energii mają inny wpływ na gospodarstwa domowe w różnych krajach. Przykładowo, w Niemczech wydatki na prąd, wodę, gaz i ogrzewanie to tylko 7 proc. budżetu gospodarstw domowych, w Polsce to 15 proc., a na Węgrzech i w Rumunii ponad 20 proc. Przy tym w krajach, w których działa EBOR, są duże różnice w tym wskaźniku w zależności od dochodów gospodarstw domowych. W najuboższych 10 proc. gospodarstw domowych wydatki na media to prawie 30 proc. budżetu, a w najzamożniejszych 10 proc. tylko 9 proc. To oznacza, że wzrost cen gazu i energii uderza zdecydowanie mocniej w najbiedniejszych. Wielu z nich rząd faktycznie powinien pomóc. Ale lepiej to zrobić za pomocą bonu niż za pomocą obniżania podatków od nośników energii. Próbujemy walczyć ze zmianami klimatycznymi, więc musimy zniechęcać ludzi do konsumpcji energii. Najłatwiej to zrobić poprzez podwyższanie cen energii. Obniżka akcyzy idzie w przeciwnym kierunku. Bon zaś pomaga tym, którzy tej pomocy naprawdę potrzebują.

Beata Javorcik od września 2019 r. jest główną ekonomistką Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Na czas sprawowania tej funkcji zawiesiła pracę naukową na Uniwersytecie Oksfordzkim, na którym wykłada od 2010 r. Jest pierwszą kobietą, która uzyskała tytuł profesora ekonomii tej uczelni. Uczestniczy w panelu ekonomistów „Parkietu" i „Rzeczpospolitej".

Według nowych prognoz EBOR, PKB Polski w tym i w przyszłym roku zwiększy się o niemal 5 proc. Od czerwca ocena perspektyw polskiej gospodarki Banku praktycznie się nie zmieniła. Nie podzielają państwo obaw, że zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw oraz wysoka inflacja schłodzą gospodarkę?

Nasz raport prognostyczny ma tytuł „Słodko-gorzkie ożywienie". Słodkie, bo w I połowie roku wzrost przebił nasze oczekiwania, i gorzkie, bo na horyzoncie gromadzą się czarne chmury. Inflacja to jedna z nich. Natomiast zaburzenia w łańcuchach dostaw wydają się nam przejściowe i w różnym stopniu mają wpływ na kraje w regionie.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Gospodarka
Pozytywne sygnały z niemieckiej gospodarki
Gospodarka
Ban na szybkie pociągi i hotele za niespłacane długi
Gospodarka
Polska rozwija się tak, jakby kryzysów nie było
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Gospodarka
prof. Agnieszka Chłoń-Domińczak: Im starsze społeczeństwo, tym więcej trzeba pieniędzy na zdrowie