Ceny ropy lekko rosły w czwartek, po tym jak kraje OPEC+ (czyli Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową oraz jej sojuszników, takich jak Rosja) zdecydowały o kontynuacji planu podwyższania co miesiąc wydobycia ropy o 400 tys. baryłek dziennie. Cena baryłki ropy gatunku WTI sięgała po południu 69 dol., a gatunku Brent – 72 dol. Decyzja OPEC+ nie była dla rynku zaskoczeniem, gdyż państwa tworzące ten kartel dawały wcześniej do zrozumienia, że nie posłuchają prośby amerykańskiego prezydenta Joe Bidena.
Czytaj więcej
Era kiedy Rosja czerpała ogromne zyski z taniego i łatwo odstępnego wydobycia ropy, szybko się kończy. Odkryte w sowieckich czasach złoża są na wyczerpaniu, a nowych o porównywalnej jakości – brak. Od 2012 r koszt produkcji tony ropy w Rosji prawie się potroił. Inne bogactwa naturalne też się kończą.
11 sierpnia Jake Sullivan, doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego, ujawnił, że administracja Bidena zwróciła się do krajów OPEC+, by szybciej zwiększały produkcję ropy i w ten sposób ograniczały wzrost jej cen. – Wysokie ceny paliw grożą globalnemu ożywieniu gospodarczemu – stwierdził Sullivan. Kilka dni później talibowie zdobyli Kabul, a kraje OPEC+ zaczęły wysyłać sygnały, że nie ma potrzeby większego luzowania limitów produkcyjnych.
Prośba Bidena do OPEC+ została uznana przez amerykański przemysł naftowy za kompromitację. – Można by pomyśleć, że w pierwszej kolejności trzeba się z taką prośbą zwrócić do amerykańskich producentów, a nie do OPEC, która dosłownie miała przez wiele dekad ten kraj jako zakładnika, gdyż była naszym głównym dostawcą – stwierdził Mike Sommers, przewodniczący branżowej organizacji American Petroleum Institute. Amerykańscy nafciarze mają za złe administracji Bidena, że zaostrzyła regulacje dotyczące wydobycia i uderzyła w amerykańskie zdolności produkcyjne. – Mówimy o administracji, która przez pierwsze osiem miesięcy rządów głównie starała się ograniczać rozwój amerykańskiej branży naftowej i gazowej – uważa Sommers. Mowa tu zapewne o proekologicznych krokach i zobowiązaniach Białego Domu.