Jeżeli w 2014 r. szefów gospodarstw rolnych, które zastąpiły kołchozy i sowchozy, było w Rosji 3000, to w kwietniu już 4670, podała agencja Prime. Chęć bycia farmerem (tak w Rosji nazywa się rolników indywidualnych) eksperci wiążą z embargiem na zachodnią żywność i rządowym programem wsparcia branży „Rozpoczynający farmer".

Granty mogą tu dostać tzw. Gospodarstwa Chłopsko-Farmerskie (GChF) - odpowiednik naszych grup producenckich - skupiające obywateli zajmujących się pracą na roli Rosji. W 2014 r. z programu skorzystało 15 proc. nowo powstałych GChF. W tym roku rząd podniósł pulę na wsparcie z 1,9 mld rubli do 3,2 mld rubli (60 mln dol.).

Pieniądze można dostać na zakup sprzętu lub na wsparcie kapitału obrotowego gospodarstw. Są jednak określone ryzyka.

- Niepokoi fakt, że przedsiębiorca możne otrzymać pieniądze z programu, a następnie zlikwidować gospodarstwo. Wsparcie państwa często jest bezzwrotne, co wpływa negatywnie na dyscyplinę finansową i efektywność gospodarstw - zwraca uwagę Oksana Jewtuszewskaja z JCB Finance.

Boom na farmerów, związany z brakami na rosyjskim rynku żywnościowym, może się jednak tak samo nagle zakończyć, jak się zaczął. Gdy sankcje przestaną obowiązywać, zachodnia żywność znów strumieniem popłynie do Rosji i usunie z rynku mniej konkurencyjną produkcję własną.