Takie wnioski nasuwają się m.in. zwolennikom teorii Dowa, według której jednym z wyznaczników hossy jest to, że indeksy akcji spółek z różnych sektorów – w szczególności przemysłowego i transportowego - poruszają się w tym samym kierunku.
Obecnie ten warunek nie jest spełniony. Od początku lutego do poniedziałku indeks Dow Jones Industrial Average, obejmujący 30 największych amerykańskich spółek giełdowych, zyskał 0,8 proc. W tym czasie indeks 20 czołowych spółek transportowych Dow Jones Transportation Average stracił 4,2 proc. (we wtorek zwyżkowały oba wskaźniki).
Ten sygnał może być niepokojący, bo poprzedzał dwie ostatnie bessy na Wall Street, rozpoczęte w 2000 i 2007 r. Wówczas także DJTA osiągał maksimum przed DJIA.
- Na zdrowym rynku, wszystkie indeksy idą w tym samym kierunku. Gdy zaczynają się rozjeżdżać, może to być sygnał, że szykują się kłopoty – ocenił Bruce Bittles, główny strateg inwestycyjny zarządzającej aktywami firmy Robert W. Baird.
Nie wszystkich ta dywergencja jednak niepokoi. Niewzruszony pozostaje m.in. wpływowy analityk Laszlo Birinyi, który jako jeden z pierwszych ekspertów w marcu 2009 r. przekonywał, że bessa się definitywnie skończyła. Od tego czasu konsekwentnie pozostaje bykiem. – Wyścig ciągle trwa. Zawsze pojawi się coś, co nie pasuje do scenariusza – powiedział kilka dni temu w wywiadzie dla agencji Bloomberga.