Znakomita większość polskich spółek publicznych nie ma ubezpieczenia POSI (public offering of securities insurance), które zabezpiecza firmę przed roszczeniami wynikającymi z nieprawidłowości możliwych przy due diligence, prezentacji prospektu, ustaleniu ceny emisyjnej czy samym debiucie. Brokerzy jako główny powód wskazują niską świadomość ubezpieczeniową firm – emitentów.
Mała oszczędność
– Pracuję w branży od kilkunastu lat i jeszcze przy żadnym obsługiwanym przez nas debiucie giełdowym nie spotkałem się, by firma była zabezpieczona POSI. Mam wrażenie, że brak zainteresowania firm wynika po trosze z chęci oszczędności – mówi Dariusz Harbaty z kancelarii Linklaters.
Cena ubezpieczenia nie jest jednak wysoka w porównaniu z wydatkami związanymi z debiutem. Koszty pozyskania kapitału szacowane przez kancelarię Linklaters to od 3 do 15 proc. wartości oferty. –Trzyletnia polisa obejmująca debiut z sumą gwarancyjną 5 – 10 mln zł to koszt kilkudziesięciu tysięcy zł. Firmy w Polsce wolą jednak rozszerzać zakres ubezpieczenia D&O (directors and officers – red.) zamiast kupować dedykowany emisji produkt. To nie do końca zrozumiałe – zauważa Robert Woźniak, dyrektor działu ubezpieczeń Financial Lines w Chartis Polska.
Jak podkreślają eksperci, samo D&O często nie wystarczy. Gdyby tysiące akcjonariuszy poczuło się oszukanymi i wygrało przed sądem, suma zasądzonych odszkodowań łatwo skonsumowałaby całkowity limit odpowiedzialności większości zawartych umów tego typu.
– W Polsce popularność ubezpieczeń OC członków zarządów i dyrektorów wciąż znacząco odbiega od standardów zachodnich, gdzie polisą D&O legitymuje się niemal 100 proc. spółek publicznych. Specjalistyczne ubezpieczenie publicznej emisji akcji jest rozwiązaniem jeszcze rzadszym, stosowanym do tej pory niemal wyłącznie przy największych ofertach publicznych – zauważa Aleksander Chmiel, broker z firmy STBU Brokerzy Ubezpieczeniowi.