Ceny akcji firm z S&P500 w okresie ostatnich 12 miesięcy wzrosły o 14 proc. w relacji do zysków, zaś wskaźnik cena/zysk dla tego indeksu wynosi obecnie 16. Tak szybko wyceny ostatnio rosły podczas banki internetowej w 1999 r.. Tuż przed tym, kiedy zaczął się ostry zjazd w dół. Obecny rajd w górę zaczął się w marcu 2009 r. i trwa dłużej niż średnia dla rynków byka od 1946 roku.
Niedźwiedzie w tych okolicznościach twierdzą, że słabsze tempo zysków niż kursów sygnalizuje, iż rynek byka kończy się, gdyż spółki prognozują słabszy wzrost zarobków, a Rezerwa Federalna przygotowuje się do redukowania skupu obligacji skarbowych i hipotecznych. Byczo nastawieni inwestorzy giełdowi kontrują argumentując, iż wzrost wycen świadczy o rosnącym zaufaniu inwestorów indywidualnych do gospodarki, co skłania ich do powrotu na rynek akcji. Jednocześnie Laszlo Birinyi, szef Birinyi Associates i jeden z guru amerykańskiego rynku, przypomina, że końcowe fazy rynku byka w przeszłości dały nieźle zarobić.
- Rynki uciekają - zauważa Robert Doyle, zarządzający North America Trust w londyńskiej firmie Smith&Williamson Investment Management. Jego zdaniem „wszyscy mają nadzieję na poprawę fundamentów w drugim półroczu", ale on nie ma pewności, co może nakręcać ożywienie gospodarcze.
Od dołka w marcu 2009 r. Standard&Poor's500 zyskał już 146 proc., a rynek byka trwa dłużej o około cztery miesiące niż średnio od 1946 r. Zyski firm z S&P500 w 2010 r. wzrosły o 37 proc., w 2011 tempo spadło do 19 proc., zaś w ubiegłym do 2,3 proc. W pierwszym kwartale 2013 r. tempo zarobków wyniosło 3,6 proc., zaś w następnym 3,7 proc.
Ostatnio ceny akcji rosły tak szybko w stosunku do zysków w 1999 r. Wyceny wzrosły wówczas o 19 proc. w ciągu roku, a wskaźnik cena/zysk dla S&P500 wynosił wtedy 30. W następnym roku rynek byka zakończył się, a od marca 2000 r. do października 2002 indeks ten stracił 49 proc. na skutek pęknięcia bańki internetowej.