Licząc na wyższe wyceny chińskie spółki wybierające się na parkiet w Hongkongu w niektórych przypadkach zatrudniały tuziny banków do sprzedaży swoich akcji. Odbiło się to czkawką, gdyż okazało się, że ich walory w IPO spisywały się gorzej niż firm, które zatrudniły mniej banków a wyceny wcale nie były wyższe, wynika z danych zebranych przez Bloomberga.
Obecnie chińskie firmy postępują inaczej. Mięsna spółka WH Group, której IPO załamało się w kwietniu po tym jak zatrudniła aż 28 banków podjęła kolejną próbę. Chce pozyskać z rynku około 2,1 miliarda dolarów. Jednak tym razem jej kierownictwo zdecydowało się tylko na dwóch oferujących.
Luye Pharma Group wystarczyły tylko trzy banki, kiedy na początku lipca przeprowadzała ofertę o wartości 878 milionów dolarów. To dobra wiadomość także dla banków, gdyż dzięki mniejszej konkurencji mają z tego typu usług większe przychody. Luye i cztery inne spółki, które w tym roku przeprowadziły w Hongkongu oferty pierwotne o wartości co najmniej pół miliarda dolarów średnio zatrudniały siedmiu doradców, najmniej od 2011 r., kiedy średnia wynosiła 11. W Stanach Zjednoczonych 38 spółek, które w okresie minionych 18 miesięcy pozyskało z rynku po ponad 500 milionów dolarów średnio zatrudniały również po siedmiu doradców.
- Zbyt duża liczba banków utrudnia koordynację i w rezultacie podczas spotkań z inwestorami mogą pojawić się sprzeczne sygnały - wskazuje Liu Dinbao, szef rady nadzorczej Luye.
Z analizy 25 IPO przeprowadzonych w ostatnich trzech latach przez Bloomberga wynika, że po IPO kursy akcji spółek zatrudniających najwięcej doradców na ogół spisują się gorzej niż w przypadku innych ofert pierwotnych. 12 firm, które miały więcej oferujących niż wynosiła średnia po IPO przeciętnie odstawały od indeksu Hang Seng o 14,3 pkt proc., a pozostali ich konkurenci od tego wskaźnika średnio byli gorsi tylko o 2,2 pkt proc.