Dyskusja nad poziomem opłat transakcyjnych pobieranych przez GPW nabiera rumieńców. Izba Domów Maklerskich zaprezentowała wczoraj zestawienie, z którego wynika, że prezes warszawskiej giełdy nie miał racji argumentując niedawno w „Parkiecie", że stawki w Warszawie są „normalne". Przypomniał wtedy, że droższe jest inwestowanie w Wiedniu lub Pradze.
Z danych Izby wynika, że Giełda Papierów Wartościowych jest jednak jedną z najdroższych giełd w regionie. Sprzedaż lub kupno akcji wartych 12,2 tys. zł (średnia wartość zlecenia na GPW) oznacza konieczność zapłaty giełdzie ponad 5 zł. W Budapeszcie jest to 1,8 zł, w Wiedniu 2,4-8,5 zł (zależnie od aktywności brokera), w Stambule – zaledwie 11 gr. W Pradze realizacja tego typu zlecenia kosztuje już 8,6 zł, ale tamtejsza opłata uwzględnia także koszt rozliczeń (u nas stawka płacona Krajowemu Depozytowi Papierów Wartościowych zwiększa dodatkowo koszty transakcyjne).
– GPW jest teraz na etapie monopolu prywatnego. Inaczej niż większość giełd europejskich, które muszą konkurować z niskokosztowymi pozagiełdowymi platformami obrotu – mówi Janusz Czarzasty, prezes Izby Domów Maklerskich.
– W efekcie warszawski parkiet nie musi jeszcze konkurować cenowo. Dodatkowo prywatyzacja, ostatnie przejęcia i wymiana systemu transakcyjnego powodują duże koszty, które ograniczają skłonność organizatora obrotu do obniżania stawek, a wzmagają presję na maksymalizację wyniku. Nie tego oczekują emitenci, inwestorzy, wreszcie domy maklerskie, którzy w istotnej mierze finansują funkcjonowanie GPW – dodaje.
– Na odpowiedź giełdy długo nie trzeba było czekać. – Po przeanalizowaniu przedstawionych w komunikacie informacji stwierdziliśmy uchybienia metodologiczne oraz nieścisłości, które mogą prowadzić do błędnych wniosków i uproszczeń w interpretacji raportu. Określanie oceny kosztu dostępu do rynku, ponoszonego przez pośrednika wyłącznie do stawki prowizji transakcyjnej jest logicznym i metodologicznym błędem – twierdzi szef GPW Ludwik Sobolewski.