Najważniejszym wydarzeniem poprzedniego tygodnia na rynkach kapitałowych, które miało również strategiczne znaczenie dla giełd rozwijających się, była środowa informacja amerykańskiej Rezerwy Federalnej w sprawie dalszych losów programu stymulowania amerykańskiej gospodarki QE3. W jego ramach już od kilku kwartałów Fed co miesiąc przeznaczał 85 mld dolarów na skup obligacji rządowych. Uwolniona w ten sposób gotówka w dużej części służyła do agresywnego inwestowania w akcje i waluty państw rozwijających się, które dzięki temu zyskiwały na wartości.
W czerwcu Ben Bernanke, szef Fed, zasygnalizował jednak, że w związku z poprawiającą się kondycją amerykańskiej gospodarki kwota przeznaczana na skup papierów dłużnych będzie się stopniowo zmniejszać. Zapowiadane przykręcenie kurka z dolarami sprawiło, że latem rynki emerging markets radziły sobie znacznie słabiej niż dojrzałe.
W środę wieczorem okazało się jednak, że Fed zamierza nadal, jeszcze przez jakiś czas, wydawać na skup obligacji wspomniane już 85 mld dolarów. Reakcja inwestorów na tę wiadomość, która okazała się bardzo dużą niespodzianką (analitycy liczyli, że budżet zostanie ograniczony o 10–15 mld dolarów miesięcznie), skutkowała eksplozją popytu na wszystkie kategorie ryzykownych aktywów. Mocno w górę, jeszcze w środę, poszły giełdy amerykańskie. W czwartek od rana decyzję dyskontowały parkiety azjatyckie i europejskie, a także waluty, w tym złoty, które gwałtownie umacniały się wobec amerykańskiego dolara. Szał zakupów szybko minął i w piątek inwestorzy realizowali zyski. Bilans całego tygodnia na rynkach emerging markets był jednak zdecydowanie dodatni. Indeks MSCI EM zyskał prawie 3 proc., dzięki czemu strata liczona od początku roku zmalała do 3,6 proc. W tym czasie giełdy w Paryżu, Frankfurcie czy Nowym Jorku biły jednak roczne maksima.
Gwiazdą wśród rynków wschodzących, nie po raz pierwszy w tym roku, była giełda w Buenos Aires. Zyskała prawie 6,7 proc. Od początku roku inwestorzy z tego parkietu zarobili już prawie 68 proc. Zyski są jednak udziałem nielicznych graczy, bo większość z nich już kilka kwartałów temu opuściła ten rynek, na którym karty rozdają obecnie spekulanci i spekulacyjny kapitał. W pewnej części stoją za nim pieniądze „uwolnione" w Stanach Zjednoczonych.
Jeszcze lepiej prezentowała się giełda w Stambule, która mimo piątkowej 2-proc. przeceny w skali ostatnich pięciu sesji zyskała blisko 8,7 proc. Turcja była rynkiem, który najmocniej ucierpiał na zamieszaniu w sprawie Syrii. Inwestorzy w drugiej połowie sierpnia w panice wycofywali kapitał ze wszystkich państw regionu. Od początku września, gdy groźba wojny w Syrii znikła, rzucili się za to do kupowania przecenionych akcji. Od tego czasu główny indeks giełdy tureckiej zwyżkował już prawie 20 proc. Żadna inna giełda wschodząca nawet nie zbliżyła się do tego wyniku.