Z funduszu, dysponującego na początek 700 mld euro, finansowane byłyby projekty o charakterze strategicznym np. w energetykę czy obronność.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że jak dotąd spory sprzeciw wobec takiego rozwiązania prezentowali Niemcy, którzy obawiają się poluzowania kryteriów Paktu Stabilności i Wzrostu. Stoją oni na stanowisku, że inwestycje powinny być domeną sektora prywatnego a nie publicznego, jednak gotowi są do dyskusji nad pomysłem, jeśli zostanie poparty szczegółowymi analizami i wyliczeniami.
Polska strona proponuje, by nie naruszać paktu stabilności i wzrostu, ale też uruchamiać inwestycje dla państw, którym trudno zaspokoić potrzeby inwestycyjne a równocześnie gotowe są one podejmować niezbędne reformy fiskalne. By przekonać sceptycznych Niemców ministrowie zdecydowali się zobligować Komisję Europejską i Europejski Bank Inwestycyjny do sporządzenia listy odpowiednich inwestycji. Jakich? – Weźmy przykład z Hiszpanii – mówi rozmówca „Rz" znający kulisy sobotnich negocjacji. – Ona potrzebuje inwestycji w energetykę, która ma dość duży nadmiar mocy z odnawialnych źródeł energii. Państwa jednak nie stać na te inwestycje. A byłyby one zgodne z celami UE (mogą przyczynić się do zmniejszenia bezrobocia, realizują zasadę uniezależniania energetycznego od Rosji i przy okazji promują czystą energię). Jeśli do tego rząd zobowiązałby się do niezbędnych reform np. w systemie emerytalnym, decyzja o takich inwestycjach mogłaby być podjęta, jeśli mechanizm wszedłby w życie.
Czy strona niemiecka przystałaby na inwestycje w zamian za obietnicę strukturalnych reform? – Nie powiedzieli "nie" – słyszymy od naszego informatora.
Analizy EBI oraz KE zostaną przedstawione na następnych spotkaniach. W sobotę prócz polskiego pomysłu omawiano inne propozycje zwiększenia inwestycji w UE, m.in. warty 300 mld euro program Jean-Calude'a Junckera, przewodniczącego-elekta KE.