Za kilka, kilkanaście miesięcy czeka nas fala bankructw i likwidacja tysięcy miejsc pracy, co negatywnie wpłynie na cały rynek pracy – ostrzegał Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich podczas panelu „System ubezpieczeń społecznych – działania ZUS związane z kontrolą umów zleceń".
Takie groźne efekty mogą przynieść zmiany linii przez ZUS co do dopuszczalności stosowania niskich składek na ubezpieczenia społeczne tylko za pierwszą umowę-zlecenie w latach 2008–2016.
Spirala obniżania kosztów pracy
Jak wyjaśniał przewodniczący Kowalski, źródło problemu tkwi w zmianach prawa. – Mamy tu dwa kamienie milowe. Po pierwsze to 2008 r., gdy w prawie o zamówieniach publicznych zrezygnowano z obligatoryjnej waloryzacji umów w toku – mówił. Spowodowało to, że mimo rosnących wówczas szybko wynagrodzeń przedsiębiorcy nie mogli przenosić wzrostu kosztów pracy na zamawiającego nawet przy dwu-, trzyletnich kontraktach. Umów nie można też było rozwiązać, bo groziły za to wysokie kary finansowe. Sposobem na wyjście z impasu było obniżenie kosztów pracy przez stosowanie umów-zleceń. Wedle obowiązującego wówczas prawa, obowiązkiem składek na ubezpieczenia społeczne objęta była tylko pierwsza umowa-zlecenie. Firmy, chcąc nie chcąc, podpisywały więc z pracownikami dwie lub kilka umów: tę pierwszą na niskie kwoty, kolejne z wyższym wynagrodzeniem.
– Spirala obniżania kosztów pracy z powodu wymogów zamówień publicznych skutkowała tym, co związki zawodowe w 2013 r. nazwały eksplozją umów śmieciowych – przypomniał Kowalski.
Jego zdaniem, drugim kamieniem milowym w całej historii jest początek 2016 r., gdy weszło w życie rozwiązanie nakazujące płacenie składek do ZUS od łącznej wartości umowy zlecenia do wysokości minimalnego wynagrodzenia. Jednocześnie nastąpiła zmiana prawa zamówień publicznych, gdzie wprowadzono wymóg umów o pracę w zamówieniach publicznych, gdy charakter pracy na to wskazuje. Od 2017 r. mamy też godzinową stawkę wynagrodzenia minimalnego w umowach-zleceniach.