Wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka chciał ciąć podatki. Zapowiadał obniżkę CIT, uproszczenie VAT oraz zmniejszenie tzw. sztywnych wydatków. Po trzech miesiącach zrezygnował z funkcji, nie spełniając ani jednej ze swych zapowiedzi.
Oficjalnie stwierdził, że powody jego odejścia są merytoryczne. Z informacji „Rz“ wynika, że różnił się dość znacznie w sposobie i tempie realizacji reform od szefa rządu Donalda Tuska. Premier nie wykluczał zmian, o których mówił prof. Gomułka, ale w swoim czasie. Wiceminister, który miał za sobą 20 lat doradzania różnym rządom, nie chciał już dłużej zgłaszać pomysłów i rozwiązań, których nikt nie brał pod uwagę.
– Odchodzi w glorii męczennika reform – mówi jeden z ekonomistów. – Podczas gdy tak naprawdę nic nie zrobił w czasie swego pobytu w rządzie oprócz dbania o własny wizerunek. Zaraz dodaje jednak, że w sytuacji, jaką mamy obecnie w kraju, trudno przeprowadzić jakieś radykalne zmiany.Czy rzeczywiście? Plan Gomułki wcale nie był aż tak radykalny, mówią jego krytycy. Chciał w ciągu czterech lat doprowadzić do obniżenia stawki CIT z obecnych 19 proc. do 15 proc., a jeśli budżet by to udźwignął, to do 10 proc. Przedsiębiorcy by się ucieszyli, a budżet w konsekwencji mógłby nawet zyskać, bo firmy przestałyby szukać rajów podatkowych poza granicami kraju. A może taki raj powstałby w Polsce?
Wiceminister zapowiadał też zmiany w VAT, a konkretnie uproszczenie poboru tego podatku, tak aby efektywne obciążenie wszystkich płatników było takie samo. Aby to osiągnąć, wystarczyło znowelizować obowiązującą ustawę albo sięgnąć do projektu, który przygotowali eksperci pod kierunkiem Mirosława Barszcza, wiceministra finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.
Zamierzał także doprowadzić do zwolnienia około 30 tys. urzędników z łącznej liczby około 300 tys. Poza tym w ciągu czterech lat poziom tzw. sztywnych wydatków w budżecie powinien się zmniejszyć z obecnych około 70 do 50 proc.