Najnowszy pomysł białoruskiego dyktatora na poprawę złego stanu gospodarki polega na przyzwoleniu jedynie na import surowej, całej ryby oraz owoców morza. Ich obróbką na filety, konserwy i półprodukty ma się zająć rodzimy przemysł rybny.
- Urzędnicy państwowi niedostatecznie wpływali na to jakie rybne produkty do kraju są importowane; jakie mają ceny i asortyment. Importerzy dostarczali jak najwięcej wyrobów gotowych, bo ich cena jest dużo wyższa niż surowych ryb mrożonych. Teraz zgodnie z rządowym programem zmiany struktury białoruskiego importu, będą musieli i oni zmienić to, co kupują za granicą. Głównym ich zadaniem będzie dostarczanie surowca rybnego do naszej republiki. Jego przerobem zajmą się rodzime zakłady, przede wszystkim największy - Biełryba - wytłumaczył w rozmowie z agencją BiełTA (cytat za portalem Telegraf.by) pomysł Łukaszenki doradca prezydenta Sergiej Tkaczow.
Ostrzegł też importerów, by nie próbowali omijać prawo: - Kto spróbuje dalej sprzedawać nam przetwory, zmieniając metody na bardziej wyrafinowane, zostanie błyskawicznie otrzeźwiony sankcjami ekonomicznymi - grzmiał prezydencki doradca.
Białoruś wyprodukowała w 2008 r. prawie 74 tys. ton rybnych przetworów (bez konserw). Danych o wysokości rybnego importu nie publikuje, ale zdaniem rosyjskich ekspertów, jest to co najmniej drugie tyle. Do tej pory najwięcej przetworzonej ryby kraj rządzony przez Aleksandra Łukaszenkę kupował w Rosji. Konserwy rybne sprzedawała też Białorusi m.in. Polska i republiki nadbałtyckie.
Surowa, zagraniczna ryba ma nie tylko rozkręcić białoruskie przetwórstwo, ale i handel. Do połowy roku, zgodnie z wolą Łukaszenki, w kraju otwartych zostanie 20 nowych sklepów rybnych, powstaną także nowe stoiska w największych sklepach, w największych miastach. Tymczasem z opublikowanych w poniedziałek danych państwowego Białoruskiego Urzędu Statystycznego wyłania się obraz kwitnącej gospodarki, która mimo kryzysu nie przestaje się dynamicznie rozwijać.