Minister spraw zagranicznych Kuwejtu, szejk Mohammad al-Sabah oświadczył, że byłoby nieodpowiedzialne ze strony krajów Rady Współpracy w Zatoce (GCC) nalegać na ten projekt bez zapoznania się ze skutkami problemów takiej unii w Europie.
- Nowym wydarzeniem jest kryzys w strefie euro — stwierdził na zakończenie narady w Dżiddzie nad Morzem Czerwonym szefów dyplomacji sześciu monarchii tworzących GCC. — Jest wiele wniosków i nauczki z tego, więc powinniśmy zrobić przerwę — dodał.
Zapadła więc decyzja o zwolnieniu tempa prac nad wprowadzeniem jednolitej waluty. Czterech członków GCC: Arabia Saudyjska, Kuwejt, Bahrajn i Katar uzgodnili w ubiegłym roku podjęcie przygotowań do unii walutowej. Dwaj pozostali: Oman i Zjednoczone Emiraty Arabskie nie poparli tego z powodu różnic politycznych. Emiratom nie podobało się m.in., że ewentualny bank centralny nowej unii miałby siedzibę w Rijadzie, bo wolałyby Dubaj.
Minister al-Sabah podkreślił, że pauza nie oznacza zwłoki, bo chodzi głównie o zastanowienie się. Uważa jednak, że Rada powinna zbadać kwestie związane z sytuacją finansową każdego członka i ich polityki pieniężnej. — Musimy pomyśleć o polityce fiskalnej, a to wymaga harmonizacji naszej polityki budżetowej. Chcemy zrobić to we właściwym czasie i zakresie — powiedział o unii walutowej.
Kryzys w Europie stał się świetnym pretekstem dla GCC do zwolnienia tempa, bo kraje Zatoki mają jeszcze wiele elementów do uzgodnienia i różnic do pokonania. Zasadniczą umowę oparto na Traktacie z Maastricht (kryterium deficytu 3 proc. PKB, długu publicznego 60 proc.), ale jest jeszcze wiele innych spraw do uzgodnienia: polityka budżetowa, progi podatkowe, sztywne kursy wymiany na nową walutę (jej nazwa). Rozmowy o unii trwają ponad 30 lat. Ostatnio podawanym terminem unii był rok 2010. Wygląda jednak na to, że monarchie naftowe nie zdążą w tym roku.