- Wymianę dla ludności rozpoczęliśmy 1 grudnia, by dać ludziom czas na odwiedzenie banku jeszcze do wprowadzenia euro 1 stycznia. Nie ma się co śpieszyć, gdyż i po nowym roku, do 14 stycznia, będzie można płacić koronami. Najprostszym sposobem wymiany, jest wpłacenie gotówki na rachunek w banku — uspokajała rodaków Katrin Talichiarm, dyrektor wykonawcza Związku Banków Estonii.
Kampania reklamująca wejście Estonii do stery euro kosztowała 12 mln koron (769, 2 tys euro). Jednak większość Estończyków jest euro przeciwna. W listopadzie było to 53 proc. wobec 34 proc. za (badanie firmy Saar Poll). Liczba zwolenników z każdym badaniem maleje. W październiku było ich jeszcze 38 proc.
Znając poglądy obywateli rząd w Tallinie nie zdecydował się, jak to było w Szwecji czy Danii, na przeprowadzenie referendum narodowego. - Przyjęcie euro to rezygnacja Estonii z samodzielnej polityki wychodzenia z kryzysu, której głównym narzędziem jest waluta narodowa. A przecież to dewaluacja narodowego pieniądza razem ze zwiększeniem inwestowania sektora państwowego pomogła Polsce, która jako jedyna wśród krajów Unii miała w 2009 r wzrost gospodarczy. Euro to dzisiaj dla Estonii tylko problemy. Po jego wprowadzeniu nowy kryzys jest pewny - ostrzega Rainer Kattel profesor uniwersytetu w Tallinie, dla portalu Regnum.
Kurs wymiany to 15,6466 koron za jedno euro. Banki wymieniają bezpłatnie każdą przyniesioną przez osoby prywatne kwotę. Do tego każdemu Estończykowi przysługuje tzw. pakiet startowy estońskich euro. Kosztuje 200 koron (12,79 euro). Można kupić maksymalnie 5 takich pakietów.
Po 14 stycznia banki będą wymieniały korony jeszcze przez 7 miesięcy, ale już odpłatnie.