Niemieckie związki zawodowe przygotowują falę strajków, pragnąc wymusić na firmach podzielenie się z załogami zyskami w chwili, gdy niemiecka gospodarka rośnie jak na drożdżach.
– W ostatniej dekadzie realne płace w Niemczech zmalały o 4 proc. – przypomina Michael Sommer, szef Niemieckiego Stowarzyszenia Związków Zawodowych (DGB), zapowiadając ostrą walkę o płace. Strajk ostrzegawczy zakończyli właśnie nauczyciele. W tym tygodniu zastrajkują maszyniści kolejowi, żądając znacznych podwyżek dla części swych kolegów zatrudnionych przez prywatne spółki kolejowe, które płacą maszynistom 30 proc. mniej niż Deutsche Bahn. Staną całe Niemcy. Strajkowali już pracownicy Telekomu, a do batalii o większe pieniądze szykują się nawet związkowcy przemysłu chemicznego, którzy strajkowali po raz ostatni w 1972 r.
Związki żądają 6 – 7 proc. podwyżek bez względu na poziom inflacji. – To nowa sytuacja. Oczekiwania związkowców są ogromne i niezadowolenie rośnie – twierdzi Reinhard Bispinck, ekspert Fundacji Hans Böckler związanej ze związkami zawodowymi, przypominając, że realne płace w Niemczech jako jedynym kraju w UE nie wzrosły nawet w okresie ostatniej prosperity w latach 2005 – 2007. Nominalne płace w Niemczech wzrosły w dekadzie 2000 – 2010 o 22,4 proc. Dla porównania w całej Unii wzrost wyniósł 37,4 proc., a w krajach eurolandu 30,7 proc. W tym czasie dochody niemieckich firm wzrosły o 45 proc.
Centrale związkowe nie zamierzają tego dłużej tolerować, przypominając, że w całej minionej dekadzie koszty pracy w Niemczech wzrosły zaledwie o 2,3 proc., o 0,6 punktu procentowego poniżej średniej w strefie euro. Zdaniem związków jest to wynik błędnej polityki rządu zmierzającej do utrzymywania w Niemczech niskich kosztów pracy i płacy w trosce o konkurencyjność niemieckiej gospodarki na rynkach światowych. Efektem jest utrzymująca się od lat stagnacja popytu wewnętrznego decydującego o 55 – 60 proc. PKB. Związkowcy oraz część ekonomistów udowadniają, że bez wzrostu płac i tym samym konsumpcji niemiecka gospodarka będzie zbyt zależna od eksportu i narażona na wahania światowej koniunktury.
– Płacowa wstrzemięźliwość związków była jednym z czynników umożliwiających niemieckiej gospodarce wyjście z kryzysu – mówi Hans-Ulrich Bratzsch z Instytutu Badań nad Gospodarką z Halle (IWH). Ostrzega jednak przed wylaniem dziecka z kąpielą w postaci nadmiernych żądań płacowych. Niemcy mają od dawna problem ze znalezieniem złotego środka pomiędzy wzrostem eksportu a zwiększeniem konsumpcji wewnętrznej. Proeksportowa polityka Berlina wywołuje niezadowolenie partnerów Niemiec. Zdaniem Christine Lagarde, francuskiej minister gospodarki, Niemcy powinny stworzyć warunki wzrostu popytu wewnętrznego, co byłoby z korzyścią dla wszystkich.