Coraz bardziej prawdopodobny jest scenariusz pogrzebania protokołu z Kioto. Porozumienie, które zobowiązuje kraje rozwinięte do redukcji emisji gazów cieplarnianych, kończy się w przyszłym roku. Nie ma zgody na nowe cele.
W tej sytuacji tegoroczna konferencja klimatyczna ONZ w Durbanie (COP17: 28 listopada – 9 grudnia) może zakończyć się fiaskiem. Nawet Unia Europejska złagodziła swoją deklarację. – Jest coraz większe zrozumienie, że Unia Europejska reprezentuje tylko część globalnych emisji. Świat potrzebuje innych dużych emitentów CO2, by też się zaangażowali – powiedziała wczoraj Connie Hedegaard, komisarz UE ds. klimatu.
Po raz pierwszy komisarz przyznała, że UE ma wystarczające uregulowania dotyczące ochrony klimatu. Przypomniała, że UE odpowiada tylko za 11 proc. globalnych emisji gazów cieplarnianych. – Tylko gdy kraje odpowiedzialne za pozostałe 89 proc. emisji przyłączą się do nas, Durban będzie sukcesem – dodała komisarz.
Ministrowie środowiska państw UE przyjęli wczoraj w Luksemburgu stanowisko na konferencję w Durbanie. Deklarują w nim chęć przystąpienia do drugiej fazy Kioto. Jest to jednak „miękka deklaracja", o którą zabiegała też Polska. – Ostatecznym celem UE jest legalnie wiążące porozumienie. To będzie cel, do którego będziemy dążyć – zapewnił minister Andrzej Kraszewski, który poprowadzi w imieniu UE negocjacje w Durbanie.
Kraszewski przyznał, że nie rozwiązano problemu nadwyżki praw do emisji CO2, którymi dysponują kraje. Zgodnie z protokołem z Kioto uprawnienia te (AAU) państwa mogą sprzedawać za granicę. Polska zarobiła już na takich transakcjach 130 mln euro, ale po 2012 r. AAU tracą ważność, a Komisja Europejska nie godzi się na ich przedłużenie.