Największe kolejki utworzyły się pod aptekami, pisze Nasza Niwa. Ludzie wykupują importowane medykamenty dostępne bez recept i w starych cena (przelicznik za dolara 5700 rubli, a nie 8700 po dewaluacji).

Z centrów handlowych znikają wszystkie przydatne produkty w starych cenach jak cukier, masło, kasze, oleje i mięso. Wykupiono nawet zapałki.

Tymczasem o 25 proc. podrożało nauczanie w szkołach wyższych. A wicepremier Siergiej Rumas zapowiedział kolejne podwyżki. Zdrożeją lekarstwa, prąd, paliwa, gaz, bilety kolejowe. Obecnie Białorusin opłaca 20,8 proc. ceny biletu (resztę dopłaca państwo), a powinno to być 30 proc. w tym i 35-40 proc. w przyszłym roku

- Im więcej w tym roku przeprowadzimy wyrównania cen do kursu rynkowego, tym w przyszłym, łatwiej będzie nam ustabilizować sytuację i wyjść na poziom inflacji, którzy rząd opublikował w prognozie czyli 19 proc. nie więcej  - cytuje Rumasa portal Charta97.

Inflacja na Białorusi (na 11 października) wynosiła 80,4 proc.. W ocenie ekspertów do końca roku przekroczy 100 proc. Pytanie brzmi - o ile?