Korespondencja z Brukseli
– Czy naprawdę Grecja albo Mario Monti potrzebują zmiany w traktatach? Nie sądzę. Ale oczywiście musimy się tym zajmować, bo tego życzy sobie Angela Merkel – mówił wczoraj w czasie debaty w Parlamencie Europejskim Martin Schulz, szef socjalistów. Niemiecki rząd chce rewizji traktatu lizbońskiego i wpisania do niego większych sankcji za nierozważną politykę budżetową, możliwości usunięcia kraju ze strefy euro i wyznaczenia superkomisarza, który bezpośrednio wydawałby polecenia krajowi objętemu programem ratunkowym.
– Wspólnota, która mówi, że nie może zmienić zasad swojego działania, niezależnie od tego, co dzieje się w świecie, nie ma szans na przetrwanie – tłumaczyła kilka dni wcześniej niemiecka kanclerz. Chciałaby uzgodnienia zmian w traktacie do końca 2012 roku.
Misją przygotowania propozycji obarczono Hermana Van Rompuya, szefa Rady Europejskiej. Belg wyraźnie jednak wzdraga się przed rewolucją, mając świadomość, jak skomplikowany jest proces ratyfikacji. Najpierw miał przygotować propozycję do grudnia 2011, teraz mowa jest nawet o czerwcu 2012 roku. – Mnóstwo da się osiągnąć bez zmian w traktatach. Przypominam, że do nich potrzebna jest zgoda każdego bez wyjątku państwa UE – przekonywał Van Rompuy w PE.
Bez zmiany traktatu da się na przykład wzmocnić szefa eurogrupy. To gremium gromadzące ministrów finansów strefy euro spotyka się zawsze dzień przed regularnymi radami ministrów finansów UE.