Łotwa, kraj, który ma duże szanse, by przyjąć unijną walutę w ciągu roku, dwóch lat, jest tego najlepszym przykładem. Tylko 8 proc. Łotyszy ankietowanych przez DNB Bank uznało, że należy przyjąć euro tak szybko, jak to tylko możliwe. 42 proc. uważa, że należy dokonać akcesji, ale w odleglejszym momencie 41 proc. sprzeciwia się przyjmowaniu unijnej waluty.
W krajach, które już są w strefie euro, nasiliły się nastroje przeciwne wspólnej walucie. Z badania Eurobarometru wynika, że we wrześniu 2007 r. 14 proc. mieszkańców eurolandu postrzegało wspólną walutę jako niekorzystną dla Europy. Cztery lata później przeciwników euro było już blisko 25 proc. Co ciekawe, Estonia, która przyjęła euro z początkiem 2011 r., jest jedynym krajem, gdzie mniej niż połowa obywateli uważa, że posiadanie euro jest dobre dla kraju.
Polityczna debata na temat wejścia do unii monetarnej na nowo rozgorzała w Polsce. Jednocześnie poparcie społeczne dla euro od trzech lat słabnie. W badaniu TNS OBOP z maja blisko trzy czwarte z nas bało się, że wejście Polski do eurolandu odczuje na własnych portfelach, a 58 proc. uważało, że przyjęcie euro będzie niekorzystne dla gospodarki.
– Wynika to z niepewności co do ekonomicznych konsekwencji wejścia do strefy euro. Bardzo trudno jest sporządzić bilans strat i korzyści takiej operacji – wyjaśnia Andrzej Rychard, socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Społecznego klimatu wokół naszej przyszłości w eurolandzie nie poprawiają zdawkowe deklaracje przedstawicieli rządu, podkreślające fakt, że teraz dzieje się tam źle i najlepszą strategią jest czekanie. – Głoszenie hasła, że w strefie euro jest bałagan i z wejściem do niej trzeba poczekać na lepsze czasy, jest ciekawym zabiegiem wizerunkowym, ale trzeba mówić o tym, że długoterminowo Polska skorzysta na wspólnej walucie – mówi Rafał Antczak z Deloitte. Jego zdaniem powinniśmy już negocjować warunki przyjęcia wspólnej waluty. – Teraz euroland byłby w stanie zaakceptować przeliczenie złotówki po 4 zł za euro i byłby to kurs optymalny – wyjaśnia. Polacy jednak do eurolandu się nie spieszą. Jeszcze wiosną tego roku blisko trzy czwarte z nas uważało, że Polska nie wejdzie do strefy euro przed 2015 r. Najczęściej wskazywanym terminem był rok 2017 lub później.
Aleksander Łaszek z FOR przyznaje, że Polaków może odstraszać od wejścia do strefy euro także niepewność co do tego, czy rząd będzie musiał płacić składkę na fundusze ratujące inne kraje. Państwa naszego regionu wchodzące w skład eurolandu musiały się składać na pomoc dla Grecji oraz innych eurobankrutów. Niepopularne okazało się to na Słowacji, gdzie kwestia uczestnictwa kraju w Europejskim Mechanizmie Stabilizacyjnym (ESM) przyczyniła się do upadku rządu Ivety Radicovej.