Taką wizję prezentują analitycy londyńskiego banku Barclays w swoim scenariuszu. Przekonują, że taki los czeka rynek surowców kiedy gospodarka Chin, drugiej lokomotywy świata, zwolni do 3 proc. rocznie.
Co stanie się w Chinach i konsekwencje tego dla światowej gospodarki starają się też przewidzieć specjaliści innych instytucji. Zdaniem japońskiego Nomura Holdings jest 30-proc. ryzyko silnego spadku tempa rozwoju Chin do końca przyszłego roku. Z kolei analitycy francuskiego banku Societe Generale ostrzegają, że jeszcze w tym roku tempo PKB Chin spadnie poniżej 6 proc.
Zdaniem części specjalistów spadek może pogłębić polityka nowego rządu, który zamierza przyhamować akcję kredytową banków, zapobiec powstaniu banki spekulacyjnej na rynku nieruchomości i zwiększyć ochronę środowiska. Twarde lądowanie Chin uderzyłoby w takie kraje surowcowe jak Australia, Brazylia, czy Republika Południowej Afryki.
- Zabierają się za bardzo delikatną materię, ponieważ stopniowe hamowanie tempa jest bardzo trudne, częściowo dlatego, że jest to samonapędzający się mechanizm i może powstać zaklęty krąg - argumentuje Andrew Polk, ekonomista amerykańskiego instytutu Conference Board, rezydujący w Pekinie. Jego zdaniem przez najbliższe pięć lat PKB Chin powinien zwiększać się o 5,5 proc. rocznie, ale ostrzega, iż wydarzenia w Chinach mogą wymknąć się spod kontroli władz.
- Nie wiem, czy świat jest przygotowany na rozwój Chin w tempie poniżej 7 proc., ale nierealistyczne jest oczekiwanie, iż ten kraj przez kolejne dziesięciolecia będzie rósł w tempie 10-proc., czy nawet 8-proc. rocznie - mówi Orville Schell, dyrektor Centrum Stosunków Amerykańsko-Chińskich w nowojorskim Asia Society. Twierdzi, że także gospodarka Chin jest „śmiertelna" i - podobnie jak inne - również ona doświadczy cykliczności.