Jak podał w poniedziałek urząd statystyczny w Wiesbaden, produkcja przemysłowa nad Renem wzrosła w lutym o 0,4 proc. wobec stycznia, czyli nieco bardziej, niż szacowali ekonomiści. Była to już jej czwarta zwyżka z rzędu, po 0,7 proc. w styczniu. W ujęciu rok do roku produkcja wzrosła aż o 4,8 proc. To m.in. efekt wyjątkowo łagodnej zimy, która nie doprowadziła do załamania w budownictwie.
– Niemiecka gospodarka ma za sobą bardzo udany zimowy kwartał. Twarde dane okazują się nawet lepsze, niż sugerowały w ostatnich miesiącach solidne odczyty wskaźników nastrojów – ocenił Christian Schulz, ekonomista z banku Berenberg, nawiązując do takich indeksów, jak ZEW i Ifo, mierzących odpowiednio zaufanie do gospodarki inwestorów i przedsiębiorców. Oba indeksy kilkuletnie maksima osiągnęły na przełomie roku i od tego czasu maleją, co ekonomiści tłumaczą m.in. zawirowaniami geopolitycznymi na Wschodzie. Spośród wszystkich państw strefy euro najbliższe stosunki gospodarcze z Rosją, której gospodarka hamuje m.in. w związku z nałożonymi przez Zachód sankcjami, mają właśnie Niemcy.
Eskalacja konfliktu na Ukrainie nastąpiła jednak dopiero w marcu, więc w danych dotyczących produkcji przemysłowej nie znalazło to jeszcze odzwierciedlenia. Zdaniem Thomasa Harjesa, ekonomisty z banku Barclays, po I kwartale br. tempo wzrostu niemieckiej gospodarki nieco spadnie, ale i tak pozostanie wyższe niż w ub.r. Wczoraj ta brytyjska instytucja podwyższyła zresztą swoje szacunki wzrostu niemieckiego PKB w I kwartale z 0,5 do 0,7 proc. w ujęciu kwartał do kwartału. To oznaczałoby roczne tempo wzrostu rzędu 2,8 proc., podczas gdy w 2013 r. największa gospodarka eurolandu powiększyła się o zaledwie 0,4 proc.
Najnowsze dane potwierdzają też, że model wzrostu niemieckiej gospodarki się zmienia. Coraz większą rolę odgrywa popyt wewnętrzny – zamiast eksportu będącego jej tradycyjnym motorem. Dzięki temu koniunktura nad Renem stała się mniej zależna od kursu euro, które wobec dolara umacnia się konsekwentnie od połowy 2012 r.