A przecież nie chodzi o to, aby toczyć boje, tylko przekonać, że idziemy we właściwym kierunku. Tym bardziej że przedmiot sprzeczki jest już tak naprawdę błahy – różnica w prognozach sięga zaledwie 0,2 proc. PKB. Jednak aby dyskutować z Brukselą jak równy z równym, trzeba mieć w ręku mocne argumenty. Częściowo już je posiadamy – w ciągu ostatniego roku udało nam się ograniczyć deficyt finansów publicznych z 3,8 do 3 proc. PKB, a ostateczny wynik, jak szacuje KE, może wynieść nawet 2,7 proc. PKB. Przed nami jednak najtrudniejsze zadanie – trzeba przekonać Brukselę, że tak będzie nadal. Aby to zrobić, nie wystarczy wysłać własne prognozy na papierze, ale trzeba poprzeć je zmniejszającymi się wydatkami i deficytem w budżecie 2008.

Tu jednak zaczynają się schody. Deficyt rośnie – tegoroczne wykonanie zamiast planowanych 30 mld zł może wynieść najwyżej 20 – 23 mld zł, założenie zaś na przyszły rok to 28,6 mld zł. Także koszty przeprowadzonych zmian nie przedstawiają się różowo – z 6,3 wzrastają do 30,8 mld zł w 2008 roku. Nowy rząd nie ma więc łatwego startu – przekonał do siebie wyborców, teraz musi to samo zrobić z KE, a w tym wypadku nie wystarczą już tylko obietnice.