Chciałbym jednak wyraźnie zaznaczyć, że nie jestem zwolennikiem wszczęcia przez polityków procedury impeachmentu, która miałaby doprowadzić do usunięcia ze stanowiska urzędującego obecnie szefa banku centralnego.
Dlaczego? Najważniejsza przyczyna jest taka, że stworzony w ten sposób precedens mógłby skutecznie podkopać instytucjonalną pozycję banku centralnego w systemie politycznym i gospodarczym kraju. Skuteczniej niż niekompetentne kierownictwo. A pozycję instytucjonalną buduje się dłużej niż trwa sześcioletnia kadencja jednego prezesa.
Gwarancja niezależności, nieusuwalność z urzędu w okresie kadencji, to podstawy, na których wspiera się pozycja ścisłego kierownictwa banku i członków Rady Polityki Pieniężnej. Tylko na bazie takich gwarancji możliwe jest zbudowanie reputacji banku jako ośrodka prowadzącego politykę pieniężną niezależnie od bieżącego zapotrzebowania polityków, dokonujących co jakiś czas wyboru na stanowiska w banku i Radzie Polityki Pieniężnej.
Odwołanie pana Skrzypka, którego pozycję gwarantuje nie tylko ustawa o Narodowym Banku Polskim (art. 9), ale również konstytucja (art. 227), w obecnych uwarunkowaniach, mogłoby nastąpić wyłącznie w drodze orzeczenia Trybunału Stanu (inne z czterech przyczyn skrócenia kadencji, ujęte enumeratywnie w przepisach, nie wchodzą bowiem w rachubę).
Oznacza to przy próbie impeachmentu oddanie decyzji o losach szefa banku centralnego w ręce prawników wiodących długotrwałe, kazuistyczne spory, niezrozumiałe i drugorzędne z punktu widzenia opinii publicznej. Spór prawny o głowę szefa NBP, wspierany sprzecznymi opiniami ekspertów, spadłby natychmiast na poziom politycznego magla.