W poniedziałek w moskiewskich kantorach dolara można było kupić po rekordowej stawce 29 rubli, a euro po 37 rubli. Tak słaby kurs rubla odnotowano ostatnio w styczniu 2006 r. To efekt dziewiątej już w ciągu półtora miesiąca „sterowanej dewaluacji” narodowej waluty stosowanej przez rosyjski bank centralny.
Polega ona na określaniu przez Bank Rosji korytarza zmiany kursu, w przedziałach którego może się osłabiać rubel. W listopadzie bank trzykrotnie rozszerzał ten korytarz. W ciągu miesiąca waluta straciła na wartości 4,1 proc. W poniedziałek bank zdewaluował rubla do dolara po raz dziewiąty, od razu o 2 proc. Rubel stracił 54 kopiejki do dolara (kurs 28,3) i 18 kopiejek w stosunku do euro (39,7).
Kolejna sterowana dewaluacja tylko wzmogła popyt na waluty. W październiku Rosjanie kupili największą od 12 lat kwotę walut na wolnym rynku – 16,9 mld dol. Stosowana przez rosyjski bank centralny polityka państwowej kontroli nad kursem rubla jest coraz głośniej krytykowana. – Nie rozumiem polityki Banku Rosji. Trzeba jak najszybciej dewaluować rubla, ale przedtem nie dopuścić, by obywatele wymieniali ruble na obce waluty – mówi rozgłośni Echo Moskwy ekonomista Michał Chazin.
Ekonomista Aleksander Razuwajew zwraca z kolei uwagę, że słaby rubel rekompensuje koncernom naftowym straty spowodowane niskim kursem ropy.
W poniedziałek Bank Światowy wezwał Rosję do zaprzestania państwowej kontroli nad kursem i uwolnienia narodowej waluty. Jak podał „The Wall Streat Journal”, bank przestrzega, że polityka kontrolowania kursu w celu niedopuszczenia do gwałtownego odpływu zagranicznego kapitału z Rosji może doprowadzić do szybkiego wyczerpania rezerw. Przedstawiciel BŚ powiedział wczoraj, że Rosja może potrzebować pieniędzy z zewnątrz, jeśli ceny ropy będą oscylować wokół 30 dolarów za baryłkę w ciągu najbliższych dwóch lat.