Sejm uchwalił w ubiegłym tygodniu nowelizację ustawy budżetowej na 2009 r. Nowelizacji domagała się opinia publiczna, dopatrując się w niej elementu walki z kryzysem. Całkowicie niesłusznie, bo nowelizacja oznaczająca dostosowanie budżetu do zaistniałej sytuacji gospodarczej znaczącego wpływu na dalszy rozwój tej sytuacji mieć nie może.
Można mieć też wątpliwości, czy była w ogóle potrzebna. Ustawa budżetowa to w istocie zestawienie nieprzekraczalnych limitów wydatków budżetowych oraz określenie nieprzekraczalnego limitu deficytu. Zapisy dotyczące dochodów to zgodnie z ustawą o finansach publicznych tylko niewiążąca prognoza. Jeśli idzie o zapisane w ustawie wydatki, to ustawa daje rządowi prawo blokowania wydatków w przypadku groźby przekroczenia limitu deficytu. Potrzebna jest tylko pozytywna opinia komisji sejmowej właściwej do spraw budżetu, a więc nie ma potrzeby nowelizowania ustawy budżetowej. Nowelizacja niezbędna jest tylko w celu zalegalizowania wyższego, niż przyjęto w ustawie, deficytu – tak było w latach 1987, 1991 – 1992 i 2001.
[wyimek]Istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że pod koniec roku może nas czekać ponowna nowelizacja budżetu[/wyimek]
Nowelizacje legalizujące zwiększenie deficytu dokonywane były z reguły w końcówce roku. Gdy nowelizacje dokonywane były wcześniej – we wrześniu 1991 r. i w lipcu 2001 r. – to okazywało się, że były niewystarczające i trzeba było ponownie nowelizować ustawę budżetową w grudniu bądź w listopadzie. Istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że w roku bieżącym historia może się powtó- rzyć i czeka nas ponowna nowelizacja pod koniec roku. Nie dlatego, by nowa prognoza dochodów budżetowych była opracowana wadliwie. Przeciwnie, wydaje się, że opracowano ją najlepiej, jak w chwili obecnej było można, ale obciążona jest w ogromnym stopniu niepewnością. Jeśli sytuacja makroekonomiczna w II półroczu będzie się pogarszać, to może się okazać niemożliwe uzyskanie dochodów zapisanych w znowelizowanej ustawie.
[srodtytul]Śmieszne zarzuty[/srodtytul]