Tymczasem Ministerstwo Finansów na potrzeby przyszłorocznego budżetu założyło, że w przyszłym roku nie będzie ani jednej podwyżki stóp. Z punktu widzenia resortu poziom stóp ma znaczenie ze względu na koszty obsługi długu publicznego. Te zaś – jak spodziewają się analitycy – pójdą do góry ze względu na duży wzrost potrzeb pożyczkowych rządu w 2010 r.
Ekonomiści sądzą jednak, że sytuacja będzie sprzyjała utrzymywaniu stóp Narodowego Banku Polskiego na poziomie zbliżonym do dzisiejszego. – Jeśli będzie jakieś zacieśnienie, to niewielkie – mówi Grzegorz Maliszewski, ekonomista Millennium.
Jego zdaniem w 2010 r. powodem do obaw dla Rady Polityki Pieniężnej będzie poziom konsumpcji prywatnej. – Jesienią stopa bezrobocia znów zacznie rosnąć. Dochody rozporządzalne ludności nie będą rosły w takim tempie jak jeszcze niedawno. Podwyżki stóp dodatkowo ograniczałyby wydatki konsumpcyjne – wyjaśnia Maliszewski.
O tym, że wyceniana przez rynek skala podwyżek stóp jest przesadzona, mówi również Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego. Jego zdaniem w grę może wchodzić m.in. to, że na początku 2010 r. zacznie się nowa kadencja RPP.
– Podwyżki mogłyby służyć budowaniu wiarygodności nowej rady – mówi Kalisz. On sam uważa, że zacieśnianie polityki pieniężnej może się zacząć w połowie przyszłego roku i że w ciągu 12 miesięcy będą to najwyżej dwie podwyżki, w sumie o 50 pkt bazowych. – Głównym powodem zaostrzenia polityki pieniężnej w Polsce będzie ożywienie gospodarcze na świecie i podwyżki stóp dokonywane przez inne banki centralne – ocenia Kalisz.