– Największy popyt na pracowników z Polski widać w Niemczech w tych sektorach, które już wcześniej zatrudniały wielu Polaków, czyli np. w usługach opiekuńczych. Druga bardzo poszukiwana grupa to wykwalifikowani fachowcy, którzy wcześniej pracowali za Odrą w ramach kontyngentów – ocenia Dariusz Lamot, prezes Work Express i członek zarządu Polskiego Forum HR zrzeszającego większość czołowych agencji zatrudnienia w Polsce.
Od 1 maja, gdy Niemcy w pełni otworzyły rynek pracy dla Polaków, agencje wysłały do pracy za Odrą o 150 proc. osób więcej niż rok wcześniej. O ok. 400 proc. wzrosła liczba zapytań od niemieckich pracodawców, choć są oni dość ostrożni w zatrudnianiu Polaków. – Często typują w danym mieście jedną firmę do współpracy z polską agencją, by przetestowała, jak to działa – wyjaśnia Dariusz Lamot.
Guido Vreuls, szef agencji Otto Work Force na Europę Środkową, przewiduje, że liczba Polaków wyjeżdżających do pracy w Niemczech będzie w kolejnych miesiącach rosła. Tym bardziej że (zwłaszcza w logistyce, produkcji i budownictwie) niemieccy pracodawcy złagodzili oczekiwania wobec Polaków. Rzadziej wymagają już znajomości niemieckiego, więc agencje tworzą ekipy, w których język zna jedna osoba.
Według prognoz Polskiego Forum HR w najbliższych miesiącach może szybko rosnąć liczba wyjazdów pracowników produkcyjnych, którzy w Niemczech mogą zarobić cztery razy więcej niż w kraju. Firmom zza Odry niełatwo będzie jednak ściągnąć specjalistów – tu różnica płac jest mniejsza.
– Niemcy muszą się przyzwyczaić, że nie są ani jedynym, ani najbardziej atrakcyjnym krajem dla Polaków. Dla wielu jest dużym zaskoczeniem, że trudno u nas o specjalistów, którzy świetnie znają niemiecki i chcieliby pracować za najniższe stawki – dodaje Lamot.