Piątkowe notowania giełdowe pokazały zaś, że inwestorzy coraz mniej wierzą w plany polityków zarówno w USA, jak i w Europie. Rozczarował ich też szef Fed Ben Bernanke, który nie określił nowego sposobu pobudzenia gospodarki. Główne giełdowe indeksy za Oceanem traciły po ok. 3 proc., w Europie spadły po 2 – 4 proc. WIG20 osunął się o 4,95 proc.
Niepewność na światowych rynkach zaszkodziła też złotemu. W ciągu dnia za euro trzeba było zapłacić 4,34 zł, czyli najwięcej od ponad dwóch lat. Dolar kosztował nawet 3,15 zł, co było poziomem nienotowanym od sierpnia 2010 r. Drożał frank szwajcarski (3,58 zł).
Przedstawiciele NBP oraz Ministerstwa Finansów zareagowali natychmiast, podkreślając, że osłabienie złotego nie ma nic wspólnego z sytuacją polskiej gospodarki. – To jest odprysk międzynarodowej sytuacji na rynkach – powiedział szef NBP Marek Belka. Zapytany w TVN CNBC, czy nie powinien uciec się do interwencji słownej, wobec tych, którzy grają przeciw złotemu, odpowiedział: – Nie dam im tej satysfakcji. – Nie ma uzasadnienia dla takiej skali osłabienia złotego, fundamenty polskiej gospodarki są bardzo mocne. Myślę, że jest to przejściowa sytuacja – wtórował mu Dominik Radziwiłł, wiceminister finansów. W ciągu dnia pojawiła się też informacja, że Bank Gospodarstwa Krajowego zdecydował się na interwencję na rynku, na który według dilerów mogło trafić 100 – 200 mln euro. Przed godz. 18 euro kosztowało 4,30 zł, dolar 3,15 zł, a frank 3,56 zł.
Euro było zaś w piątek najsłabsze wobec dolara od lutego (kosztowało już tylko 1,3650 dol.). Inwestorzy negatywnie odebrali wiadomość, że członek zarządu i główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Juergen Stark rezygnuje ze stanowiska na znak protestu przeciw zakupom przez bank obligacji rządowych pogrążonych w kryzysie państw strefy euro. – Rozwój sytuacji w EBC jest negatywny dla euro – stwierdził Michael Woolfolk, dyrektor zarządzający w BNY Mellon Global Markets.
Inwestorzy czekają na doniesienia z rozpoczętego w piątek spotkania najbogatszych państw (G7) w Marsylii. Tuż przed nim z dramatycznym apelem wystąpiła Christine Lagarde, szefowa MFW. Starała się za wszelką cenę skłonić polityków, by na serio podeszli do rozwiązania problemów. Jej zdaniem te kraje, które mają do dyspozycji środki bądź nie mają znaczącego zadłużenia, powinny jak najszybciej wesprzeć gospodarkę. – Najważniejsze jest, aby osoby odpowiedzialne za gospodarkę działały z przekonaniem, a także szybko i skutecznie – dodała. —d.w, reuters