O czym marzą bałtyckie tygrysy?

Dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości na Litwie widać przedsiębiorczość, Estonia najszybciej poszła do przodu, a Łotwa ugrzęzła na gruntowych drogach

Publikacja: 21.09.2011 21:00

O czym marzą bałtyckie tygrysy?

Foto: Bloomberg

Snieguole Karpiene z Kłajpedy ma dziewczęcą sylwetkę, niewymuszony uśmiech na twarzy i naturalną życzliwość spotykaną dziś już tylko we wschodniej części Europy. Jest pomysłodawczynią, współwłaścicielką i szefową firmy Dryžuotas (Pasiasty) w Kłajpedzie. Marką firmy są biało-niebieskie pasiaki-swetry, ręczniki, serwety i pokrowce sprzedawane jako prezenty. Do firmy należy też hotel na Mierzei Kurońskiej, statek wycieczkowy Venus i kawiarenka.

Z hoteliku pięknie położonego nad brzegiem zatoki wśród starego lasu i poniemieckich willi na mierzei rozciąga się widok na kłajpedzki port i miasto. Miejsce nazywa się Smyltine, od istniejącej tu kiedyś wioski rybackiej. Dziś jest tu muzeum morskie, którego eksponaty – statki, łodzie, chaty – stoją pod gołym niebem bez ochrony i przez nikogo nieniszczone.

Snieguole mówi po angielsku i rosyjsku, rozumie trochę po polsku. Jej młodzi pracownicy są równie życzliwi co szefowa. Udostępnią Internet, doradzą, gdzie i co obejrzeć. Pomogą w kontaktach. Są zaprzeczeniem ksenofobicznych pomruków litewskich polityków wobec Polski i Polaków.

Podobnie jest w powoli odzyskującej hanzeatycką świetność Kłajpedzie i na wpisanej na listę światowego dziedzictwa kulturowego Mierzi Kurońskiej.

Rowerem po Mierzei

W odróżnieniu od naszej Mierzei Wiślanej na tej litewskiej króluje czystość, dobry smak i doskonale rozwinięta infrastruktura turystyczna podporządkowana wyjątkowej kurońskiej architekturze i przyrodzie. Aż trudno uwierzyć, że przez prawie pół wieku rządzili tu Sowieci.

– Każdy, kto kupi stary rybacki dom, na Mierzei musi, remontując go, zachować zabytkową fasadę, kolorystykę, misterne zdobienia. Na dachu może być tylko tradycyjna dachówka i trzcinowa strzecha. Także otoczenie nie może być kształtowane dowolnie. Dotyczy to także przedsiębiorców oraz ich sklepów, pensjonatów i hoteli – wyjaśnia Snieguole.

Wzdłuż Mierzei prowadzi oznakowana ścieżka rowerowa wytyczona w gęstych lasach. Ścieżki są też w każdej z czterech wsi Mierzei. Wioski zachowała etnograficzny koloryt. Nie straszą tu betonowe bloki ani blaszane budy z zapiekankami i pamiątkami.

Resztki betonowych poradzieckich budowli stoją jeszcze w Nidzie, przy granicy z rosyjską częścią Mierzei. Częściej słyszy się tu język angielski, niemiecki czy rosyjski aniżeli litewski. Ładny port, ciekawe rzeźby na skwerach, nawet sklepiki z pamiątkami nawiązują do tutejszej architektury.

– Władze postarały się w Unii o pieniądze na renowację ulic i zabytków, takich jak dawny dom letniskowy Tomasza Manna. Żyjemy z turystyki. Latem na szerokich plażach od strony Zatoki Kurońskiej wypoczywa ponad 50 tys. ludzi. Wynajmujemy domy i pokoje turystom – opowiada Walerij Popow pracujący jako nidzki przewodnik.

Mówi, że jest litewskim Rosjaninem. W Nidzie mieszkał jeszcze w czasach, gdy był to teren wojskowy, niedostępny dla rdzennych mieszkańców. Wtedy nie było tutaj ani tak ładnie, ani czysto...

Vitautas dorabia do studenckiego stypendium, wypożyczając turystom rowery. Firma Liucijos Ratai ma na Mierzei kilka wypożyczalni; ze wsi Jounkrante turyści chętnie jeżdżą rowerami do pobliskiej wielkiej kolonii kormoranów.

– Mamy ponad 200 rowerów, mają od 21 do 24 przerzutek, oraz rowery miejskie. Wypożyczamy je z kaskami, sakwami, koszykami. Co kto woli. Dołączamy mapki szlaków, narzędzia i pompki na wszelki wypadek. Mam też tandemy i przyczepki do wożenia dzieci – opowiada Vitautas ze swojego rowerowego stanowiska przy wjeździe do Nidy. Wypożyczenie roweru w zależności od rodzaju kosztuje dziennie od 25 litów (29 zł) do 50 litów (tandem). Przy wypożyczeniu na dłużej niż dzień są zniżki. – Turyści chętnie korzystają, bo u nas każde ciekawe miejsce jest oznaczone tablicami z informacją po litewsku, angielsku i rosyjsku – dodaje Vitautas.

Chłopska prywatyzacja

– W momencie odzyskania niepodległości Litwa miała nad Łotwą i Estonią tę przewagę, że do wojny była niepodległym państwem, a w czasach sowieckich udało się tu wybudować najlepsze drogi w całym ZSRR. Do tego było tu wiele, całkiem niezłych jak na tamte czasy, zakładów przemysłowych. Dzięki temu w pierwszej połowie lat 90. wydajność pracy i poziom usług, np. transportowych, oraz zaawansowania technologicznego były na Litwie wyższe niż w Estonii czy na Łotwie, a nawet wyższe niż w Polsce – ocenia Zygmunt Klonowski, wydawca dziennika „Kurier Wileński".

Jego zdaniem Litwa nie poszła za gospodarczym ciosem ze względu na mentalność rządzących reprezentujących „chłopskie podejście do gospodarki".

– Litwini są przedsiębiorczy i to u nas widać po liczbie stacji benzynowych, przydrożnych zajazdów, restauracji i hotelików. Ale gospodarka wolnorynkowa została zrobiona po swojemu, czyli po chłopsku. Uznano, że nie ma co się dzielić z innymi. Nie wpuszczono na Litwę kapitału zagranicznego, poza nielicznymi firmami jak Orlen, Gazprom czy niemiecki E.ON. Rząd rozdzielił majątek za pomocą czeków prywatyzacyjnych, które dostał każdy obywatel. Potem te czeki skupiła mafia i ludzie w ministerstwach. I taki dyrektor z masą czeków kupował sobie bmw, remontował gabinet i budował dom, a zakład, którego był właścicielem – bankrutował. Dzisiaj na Litwie nie ma prawie żadnego przemysłu, tylko handel i usługi. Ludzie marzą, by znaleźć pracę na państwowej posadzie, bo to jedyny pewny zarobek i świadczenia – opowiada Klonowski.

Jego ocenę potwierdza statystyka. Litewski PKB już w 2008 r. odczuł kryzys. Gospodarka zyskała tylko 2,8 proc. By w następnym roku stracić prawie 15 proc. W ubiegłym roku udało się osiągnąć tylko 1,3 proc. wzrostu. W tym, jak prognozuje Litewski Instytut Wolnego Rynku (LIWR), będzie tylko trochę lepiej – 2,8 proc.

– Wielkim problemem pozostaje u nas szara strefa. Nadal powstaje w niej 28 proc. PKB. Znaczy to, że aż 39 proc. jednostek gospodarczych będzie prowadziło przynajmniej część swoich interesów w szarej strefie – ocenia ekspert LIWR Vytautas Žukauskas.

Te problemy dostrzega też Komisja Europejska, która 24 czerwca br. wydała specjalne rekomendacje gospodarcze władzom Litwy. Wśród nich jest zalecenie poprawy warunków dla zaczynających własny biznes oraz usprawnienia i przyśpieszenia wydawania pozwoleń na budowę. Litwa musi też uelastycznić rynek pracy, uprościć zatrudnianie i utrudnić dostęp do zasiłków, bo dziś podtrzymuje on niechęć do szukania pracy.

Co świszcze na Łotwie

Jednak wobec problemów łotewskiej gospodarki te na Litwie bledną. Trzy lata z rzędu PKB Łotwy jest ujemny. W 2009 r. spadek produktu krajowego brutto (18 proc.) i bezrobocie (17 proc.) były najwyższe w Unii. W tym roku ma być w końcu niewielki (3-proc.) wzrost.

Już wjazd na Łotwę pozwala zorientować się, że ktoś tu zapomniał, iż mamy XXI w. Dziurawa krajowa szosa nagle przechodzi w gruntową, na której auta, próbując jak najszybciej się z niej wydostać, wzbijają tumany białego kurzu.

Stacje benzynowe są nieliczne, a ta, na której z musu tankowaliśmy w miasteczku Skrunda w Kurlandii, mieściła się w rdzewiejącym blaszaku. Pani za kasą od razu uprzedziła, że do stojącej w chwastach sławojki lepiej nie zachodzić.

– Zazdroszczę Polakom ich optymizmu. Znajomy Polak ma w Zakopanem własny biznes. Wstaje o piątej rano, a kończy pracę późnym wieczorem, bo ma do spłacenia duży kredyt. Gdy pytam, co by począł, gdyby zbankrutował, uśmiecha się i mówi, że zawsze może wrócić do robienia oscypków – opowiada Inga, właścicielka przytulnego hoteliku w starej drewnianej willi w Kuldydze, średniowiecznej stolicy Kurlandii, słynącej z zabytków i najszerszego wodospadu Europy (240 m) na rzece Venta (Windawa).

O swoich rodakach Inga mówi, że brak im inicjatywy i przebojowości. – Marzymy, by Polacy u nas zamawiali różne rzeczy, przywieźli technologie i maszyny, a my będziemy je porządnie montować. To umiemy robić. Nasza mentalność to mentalność wykonawców – przyznaje Inga.

Przedsiębiorca Artur Sankiewicz z Daugavpilsu ma agencję nieruchomości, wynajmuje powierzchnie biurowe i przemysłowe. – Od strony ekonomicznej nie wykorzystaliśmy szansy, jaką jest własna państwowość i przynależność do Unii. Rząd nie ma wizji, potrafi tylko podnosić podatki. Mamy wysoką korupcję. Brakuje tradycji w poszanowaniu prywatnej własności. Dużo ziemi leży odłogiem, bo nie ma na Łotwie prawdziwych rolników, którzy potrafiliby i mieli za co gospodarzyć. Liczba eurosceptyków jest dziś u nas większa niż przed wejściem do Unii – wylicza.

Na Łotwie można jednak, nawet poza piękną i bogatą Rygą, znaleźć wyremontowane zamki, zadbane wioski. Wszechobecna jest czystość, tablice informacyjne i mapy w trzech językach (łotewski, rosyjski, angielski). Ludzie też potrafią mieć nietuzinkowe pomysły.

Rodzina Tetere z wioski Rega w Kurlandii hoduje... świstaki, by je pokazywać turystom. Zadbane zwierzęta zapewne nie są szczęśliwe nawet w obszernych i schludnych klatkach, ale dla młodych Łotyszy z dwójką dzieci to jedno z ważnych źródeł utrzymania.

Zygmunt Klonowski zwraca uwagę, że Łotwę zdominowali Rosjanie. Dwadzieścia lat temu Łotyszy było tylko 52 proc., a Rosjan 35 proc. Teraz łotewskość deklaruje 59 proc. mieszkańców, a Rosjan jest 27 proc. Ale to do nich należy najwięcej kapitału i firm. I jak mówią miejscowi – w Rydze rządzą Rosjanie.

Euro mimo kryzysu

Jednak największym bólem głowy bałtyckich republik nie jest ostatni kryzys czy sprawy narodowościowe, ale postępujące wyludnienie. W 1989 r. na Łotwie mieszkało prawie 2,7 mln ludzi, a dzisiaj niecałe 2,3 mln.

Na Litwie dwadzieścia lat temu żyło 3,8 mln ludzi, a dzisiaj według Eurostatu o ponad pół miliona mniej. Co roku kraj opuszcza 30 tys. młodych Litwinów.

Najbardziej stabilna jest Estonia z populacją oscylującą wokół 1,4 mln. Ten bałtycki „tygrysek" najlepiej też poradził sobie w nowej rzeczywistości. W tym roku dołączył do strefy euro, co udało się mimo globalnego kryzysu.

– Spełnienie kryteriów z Maastricht w warunkach recesji oraz przyjęcie europejskiej waluty w momencie kryzysu strefy euro pokazało determinację i skuteczność władz w Tallinie. Podstawą było silne poparcie społeczeństwa dla proeuropejskiej polityki Estonii. Ok. 80 proc. Estończyków deklaruje zadowolenie z członkostwa w Unii, a poparcie dla europejskiej waluty wynosi 50 – 60 proc. – komentuje Paweł Siarkiewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Według Eurostatu w 2010 r. Estonia jako jedyna w Unii miała nadwyżkę budżetową (0,1 proc. PKB), a jej dług publiczny wynosił niespełna 7 proc. PKB. Estoński PKB, według parytetu siły nabywczej ludności, jest wyższy od węgierskiego, polskiego, litewskiego czy łotewskiego (ten jest trzeci od końca w Unii).

– Sami Estończycy umiejscawiają się wśród krajów skandynawskich i wskazują, że w takich obszarach, jak finanse publiczne, wdrażanie nowych technologii czy poziom korupcji, już obecnie są bardziej nordyccy niż bałtyccy – dodaje Siarkiewicz.

Rozwijając eksport na Zachód (80 proc. całości), Estończycy do perfekcji wykorzystali też swoje położenie przy Rosji. Odłożyli na bok historyczne niechęci i zaczęli na Rosjanach zarabiać. Rosyjscy turyści okupują najdroższe hotele i restauracje, kupują w najlepszych sklepach Tallina.

Ich wizyty to dla Estonii i Estończyków dobry biznes, więc wciąż podnoszą swoją atrakcyjność. W kierunku St. Petersburga budują teraz autostradę, choć idąca równoległe droga szybkiego ruchu jest szeroka i dobra.

Arkadia u Mario

– Dzięki przyjęciu europejskiej waluty Estonia stała się liderem procesów integracyjnych wśród państw bałtyckich. Podnosi rating całego regionu i umacnia zaufanie inwestorów również do Łotwy i Litwy. Przykład Tallina może stać się dodatkowym argumentem dla Wilna i Rygi w dążeniu do strefy euro. W rankingu innowacyjności gospodarek unijnych w 2010 roku Estonia zajmuje 14. miejsce, natomiast Łotwa i Litwa odpowiednio 27. (ostatnie) i 25. – wylicza Siarkiewicz.

Przewodnictwo Estonia dzierży w innej statystyce – wydatków alkoholowych na rodzinę w Unii. Estońska familia przeznacza na to 5,8 proc. rocznego budżetu. Skutków tych wydatków nie widać jednak w miastach i wsiach. Kraj jest bardzo czysty, miejscowości zadbane i bezpieczne; z powszechnym dostępem do Internetu (tablice kierują do hot spotów); mnogością wielojęzycznych informacji, oznaczonych szlaków turystycznych i ciekawych miejsc.

– Od wejścia euro ceny poszły w górę. Szczególnie żywności, paliwa, w gastronomii i hotelarstwie. Ale ja u siebie nie podnoszę, bo wolę mniej zarobić, aby zyskać gości – uśmiecha się Mario Vilbiks.

U Mario za elegancką dwójkę z łazienką i śniadaniem zapłacimy 40 euro, a za dwa dni i jedną noc w apartamencie z jacuzzi i sauną ze śniadaniem i romantyczną kolacją serwowanymi do pokoju – 68 euro (cena całkowita). Najwięcej gości dociera tu z Finlandii.

Vilbiks przez lata był inżynierem na sowieckich budowach. Teraz ma pensjonat nad brzegiem Zatoki Fińskiej, przy parku narodowym Matsalu, naprzeciwko największej z estońskich wysp, Saareemy. Do najbliższego sąsiada stąd kilka kilometrów. Ogród i stary sad łączą się z morskim brzegiem. Tak tu pięknie, że nie dziwi, iż Mario z żoną Tiią Lõoke zainwestowali wszystkie oszczędności w kupno i remont zrujnowanego gospodarstwa. Nie starczyło już na wymianę eternitowego dachu.

Ale Mario się nie śpieszy, przeniósł się tutaj na stałe z Tallina. Wieczorami wychodzi z lornetką na łąki podglądać łosie. Rano obserwuje czarne bociany i orliki krzykliwe, orły bieliki i gęsi bernikle.

Spełnia marzenie o byciu na swoim.

Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli